NEWSROOM

ZAPRASZAMY DO KONTAKTU

 

Jesteśmy otwarci na wszelkie sugestie, pomysły i współpracę. Jeśli coś ciekawego dzieje się w okolicy, o czym warto wiedzieć, napisz do nas:

Niezależny portal poświęcony życiu społeczno-kulturalnemu w gminie Narew © 2024

polityka plików cookies

kontakt@widoknanarew.pl

Thank you for being here

Danke, dass Sie hier sind

Дякую за те, що ви тут

Dziękujemy, że tu jesteś

Z Gospodyniami na akcji w Trześciance

23 grudnia 2023

Czwartek, 21 grudnia 2023 roku. Właśnie wybiła 10:00. Narwiańskimi ulicami nieśpiesznie przemieszcza się konwój aut wypakowanych po brzegi pudłami i pakunkami. Śniegu prawie nie widać. Smaga za to drobny deszczyk.

 

Jeden z samochodów zatrzymuje się, żeby nas zabrać. Za kierownicą Pani Alla Siotkowska, która w porę przypomniała sobie o niezapiętych pasach. Obok Wiceprzewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich w Narwi, Alicja Szyszkiewicz, jedna z koordynatorek całego przedsięwzięcia.

 

Ruszamy. Małe krople melancholijnie spływają po szybach, chociaż, na pociechę, specjalnie zimno nie jest. Tylko słońca jakby brak. Zaraz wywiązuje się rozmowa. Nie czekamy więc i od razu przechodzimy do pytań.

 

Najpierw postanowiłyśmy odwiedzić pensjonariuszy w Hospicjum w Makówce... – zaczyna żywo Pani Alicja i po chwili z wyraźnym zaangażowaniem opowiada o niedawnym jeszcze, przedmikołajkowym spotkaniu Koła Gospodyń Wiejskich w Narwi z podopiecznymi jednej z nielicznych tego typu placówek w regionie. – Upiekłyśmy pierniczki, kupiłyśmy owocki dla nich. Skontaktowaliśmy się z pracownikami obsługi, co tam jeszcze można zawieźć, co tam jest potrzebne...

 

A później poleciały iskry. W wychodzących z Hospicjum Gospodyniach znów rozgorzał nieposkromiony płomień społecznikowskiego ducha i wkrótce po całej Narwi i okolicach lotem błyskawicy rozeszły się wici, że oto kroi się nowa akcja. Tym razem na rzecz Domu Opieki w Trześciance.

 

–  Nasza Przewodnicząca, Irena Dulko – nie przerywa swojej opowieści Pani Alicja – skontaktowała się z batiuszką, co tam jest potrzebne. Więc tam jest potrzebne wszystko, ponieważ tam jest trzydziestu trzech podopiecznych i rodziny mają wyjątkowo niskie opłaty za tych pensjonariuszy. I przyda się wszystko. I my wieziemy dzisiaj wszystko. „Mydło i powidło”, jak to mówią.

 

Czyli pampersy, chusteczki nawilżane, papier toaletowy, szereg innych artykułów higienicznych, domowe przetwory przygotowane własnoręcznie w sezonie letnio-jesiennym, artykuły spożywcze, ciasteczka... – wymienia jednym ciągiem Pani Wiceprzewodnicząca. – I środki czystości! – dopowiada nasza kierowczyni. – Tak. I jeszcze postanowiłyśmy my, Zarząd, aby każdemu podopiecznemu zrobić małą paczuszkę. I jest tam Mikołaj czekoladowy, są pierniczki przez nas upieczone, mandarynki i cukierki. Na pewno będzie im miło.

 

Hospicjum w Makówce też wsparło akcję, darując pampersy dla seniorów i dwa sporych rozmiarów proszki do prania. Pani Alicja rozpływa się w zachwytach nad ogromem zaangażowania wszystkich ludzi dobrej woli, którzy włączyli się do akcji. Pada parę nazwisk. Później jeszcze kilka słów o zasiewaniu dobrej karmy i układach z wielkim strażnikiem czasu: - Dajemy coś od serca, a wiemy, że dobroć wraca. Jeżeli my pomożemy komuś, to jak my będziemy w trudnej sytuacji, to może ktoś nam pomoże, wyciągnie wtedy pomocną dłoń.

 

Właśnie wjeżdżamy na niedawno oddaną do użytku, całkiem efektowną estakadę, skąd rozpościera się majestatyczny widok na rzekę Narew. Gdzieś w okolicach przedwiośnia setki kaczek i łabędzi robią tu oszałamiający spektakl. Nie ma dnia, żeby ktoś nie zatrzymał się, urzeczony czarownymi strumieniami ptactwa szczebioczącego na wodzie, w powietrzu i na ziemi.

 

Odkąd jednak zbudowano ten piękny obiekt z nowym odcinkiem drogi, korowody samochodów omijają Trześciankę. Zrobiło się tam jakby przestronniej, zaciszniej i nawet zdrowiej, bo nie ma już tyle spalin, kurzu i huku. Z tą różnicą, że wieś przesunęła się jakby na ubocze. Mniej oczu spojrzy nie tylko na zdobne okiennice domów, ale i na przydrożny baner Prawosławnego Ośrodka Miłosierdzia Eleos z prośbą o 1% podatku. I mniej przejezdnych dowie się o Domu Opieki działającym we wsi.

 

Jesteśmy prawie na miejscu. Usytuowany w niejakiej odległości od ulicy jasnoszary, niewysoki budynek w stylu, do którego zdołała już nas przyzwyczaić rutynowa, modernistyczna architektura powojenna, wznosi się zaraz za zieloną cerkwią św. Michała Archanioła. W latach 90-tych była tu szkoła podstawowa. Później władze gminy przekazały budynek parafii. Odremontowano go i od ponad dwudziestu lat działa tu jeden z pięciu domów opieki, prowadzonych przez Eleos. Pozostałe cztery mieszczą się w Hajnówce, Kożynie, we wsi Grabarka i w Stanisławowie pod Warszawą.

 

Parkujemy w głębi posesji, obok innych aut, z których żwawo ewakuują się wyraźnie podekscytowane Gospodynie. Tuż przed wejściem daje o sobie znać niepozorna bladobłękitna tabliczka z dokładną nazwą i adresem placówki. Deszczu już prawie nie czuć. Panie szybko wdziewają szkarłatne czapeczki ze śnieżnobiałym puszkiem (dzisiaj przecież prawosławne Mikołajki) i nie ceregieląc się, od razu chwytają za wypełnione po brzegi pudła i torby. Wchodzimy do środka.

 

Biblioteka w natarciu, czyli (od lewej) Alla Siotkowska i Anna-Andrzejuk Sawicka.

 

Irena Dulko przewodniczy narwiańskiemu KGW już drugą kadencję z rzędu.

 

Maria Owerczuk, Członkini Zarządu KGW w Narwi.

 

Od lewej: Alla Siotkowska, Anna Andrzejuk-Sawicka, Zenaida Iwaniuk, Alina Omelianiuk i Maria Owerczuk.

 

Wewnątrz, w przestronnym holu, zgromadziło się przynajmniej kilkunastu pensjonariuszy. Wyraźna część z nich na wózkach inwalidzkich lub poruszająca się za pomocą chodzików, podpórek i balkoników. Niektórzy siedzą na kanapach i fotelikach ustawionych przy oknach, obserwując kolejne rajdy Członkiń Koła, które raz po raz taszczą nowe pakunki z darami i układają je w pobliżu niewielkiej choinki.

 

Kilka śnieżnowłosych seniorek zakrada się bliżej. Wśród nich filigranowa staruszka na wózku inwalidzkim. Uśmiecha się szeroko, najwyraźniej ożywiona „wtargnięciem intruzów”. Obok inna wiekowa Pani, dla odmiany z poważną miną i w zawiązanej do tyłu ciemnej chustce. Wygląda jak żywy odlew wzorcowej formy podlaskiej babci. Obie przypatrują się wszystkiemu z zaciekawieniem.

 

 

Troszkę biegania, troszkę dźwigania i dosłownie wszystko bez wyjątku trafiło pod choinkę.

 

Gospodynie już prawie kończą znoszenie darów. Dopomaga im jedna z pracownic placówki. Gdzieś parę razy przemknął, a później rozpłynął się w powietrzu ks. Marek Wasilewski, proboszcz trześciańskiej parafii prawosławnej i kierownik Domu Opieki. Dzieją się tu chyba jakieś ważne, niecierpiące zwłoki rzeczy, bo krzepcy panowie nieustannie coś wnoszą i wynoszą, a batiuszka, zdaje się, musi nad wszystkim czuwać. Ale mówią, że zaraz wróci.

 

I raptem w tym nieokreślonym zgiełku spostrzegamy siedzącego nieruchomo, otulonego peleryną starszego pana. Niepozorne kosmyki spadają na ziemię po błyskawicznej serii zwinnych cięć. Ktoś najwyraźniej postanowił urządzić tu sobie salon fryzjerski. Okazuje się, że to Pani Halina Pleskowicz, która zawodowym fryzjerstwem trudni się już od kilku dekad. Też działa w narwiańskim Kole Gospodyń. – Dzisiaj są Mikołajki, więc robimy takie charytatywne strzyżenie dla pensjonariuszy – mówi wesoło, prawie nie odrywając się od pracy. – Czasami rodzina ostrzyże, ale jak ktoś dzisiaj chce... Dzisiaj wszystko jest charytatywne!

 

Do Pani Haliny ustawia się kolejka. A fryzury można zamówić różne: od postrzępionego i krótkiego boba, przez mokrą włoszkę, z grzywką na bok i pixie cut, aż po średni pompadour, sterczącego irokeza, czy stożkowe i teksturowane cięcia dla panów.

 

 

 

Fryzjerska inicjatywa Pani Haliny Pleskowicz cieszyła się ogromnym zainteresowaniem.

 

W międzyczasie ktoś proponuje, żebyśmy zaśpiewali kolędę, spontanicznie intonując Rożdiestwo Christowo. Rozlega się donośny śpiew. Po pierwszych trzech wersach dołącza kilkoro pensjonariuszy. Potem wybrzmiewa Dzisiaj w Betlejem. Są tacy, którzy znają wszystkie zwrotki. Później jeszcze Świataja Warwara. Prym wiedzie Przewodnicząca KGW w Narwi, Irena Dulko. Słychać warsztat, bo na co dzień śpiewa przecież w naszych słynnych Chabrach.

 

Ale pensjonariusze chcą więcej. Drobna, uśmiechnięta staruszka na wózku inwalidzkim, sama wychodzi z inicjatywą i zaczyna wątłym, ale wciąż pełnym wigoru głosem: Wśród nocnej ciszy, głos się rozchodzi, wstańcie pasterze... Ochoczo włączamy się do wspólnego śpiewania.

 

Zaraz okazuje się, że to prawdopodobnie najstarsza podopieczna Domu Opieki w Trześciance – dziewięćdziesiąt dziewięć ukończonych wiosen wywiera na nas ogromne wrażenie. – Pierwszego września setne urodziny... Pierwszego września! Ładna data! – przyszła jubilatka radośnie potrząsa głową. – A ja jeszcze staram się trzymać, tylko nie wiem, jak długo. Po chwili, nieśmiało przez nas zapytana, przedstawia się: – Irena Sikorska. Z Białegostoku... Miałam 17 lat, gdy Niemcy wywieźli mnie na roboty – dodaje już sama z siebie. – Dwa lata tyrałam. A i tu trzeba się zadomowić. Niestety, takie jest życie. Raz na wozie raz pod wozem...

 

Gospodynie kolędują dla pensjonariuszy.

 

Ożywiona wizytą Koła, 99-latka, Pani Irena Sikorska.

 

Właśnie wraca kierownik Domu Opieki, ks. proboszcz Marek Wasilewski. Od razu robimy wspólną sesję zdjęciową. Gospodynie i kilka pensjonariuszek ustawiają się przy choince, obok pudeł i toreb z darami. Pani Halina przerywa na chwilę strzyżenie, żeby zrobić kilka zdjęć, chociaż „klientów” i „klientek” wciąż ma pod dostatkiem. My swoją drogą też pstrykamy serię. Wszyscy trwają niemal w bezruchu, pozując z uśmiechem, który ani na moment nie schodzi z niczyjej twarzy.

 

 

 

Z ks. Markiem Wasilewskim, proboszczem parafii prawosławnej i kierownikiem Domu Opieki w Trześciance.

 

Później batiuszka i jedna z pracownic przynoszą czerwone pudełko, wypełnione upominkami. Małe, gustownie przygotowane paczuszki wędrują do rąk Członkiń Koła, aby chociaż tym drobnym gestem Dom Opieki mógł wyrazić swoją wdzięczność.

 

Nagle rozlega się słabiuteńki głosik. To drobnej postury wiekowa Pani w czarnej, kwiecistej chustce, wyśpiewuje pierwsze wersy Nowa radost’ stała. Od razu podejmujemy rękawicę i cały hol znów wypełnia się śpiewem. Tylko, że tym razem do chóru dołącza proboszcz. Jest moc.

 

Wkrótce udaje się nam porozmawiać z kierownikiem Domu Opieki. Batiuszka Marek kieruje nim od dziesięciu lat i, jak mówi, na zarabianie kokosów nikt się tutaj nie nastawia. –  Przede wszystkim niesiemy posługę dla ludzi starszych, żeby oni czuli się jak w domu, żeby mieli godne... Hmmm... Dożywanie – tak to określmy.

 

Bo tutaj nikogo nie obchodzi już żadna szarpanina o miejsce w świecie. Blaknie kołowrót codziennych frasunków i gonitw za złudzeniami, czy przedmiotami, których nikt ze sobą nigdzie nie zabierze. – Dla osób starszych tak naprawdę nie potrzeba bogactwa, nie potrzeba jakiegoś tam majątku – mówi proboszcz. – Dla nich najważniejsze jest, aby było z kim porozmawiać i z kimś spędzić czas.

 

A zatem samotność. To tu kierownik placówki upatruje najbardziej paraliżujących lęków, które mają głęboko naznaczać ostatni etap życia. Ale nawet w Domu Opieki można sprawić, żeby czas nie sprowadzał się tylko do ruchu ciężkich wskazówek zegara. – Jak widzicie, są uśmiechy u ludzi starszych, że ktoś ich odwiedza! – cieszy się batiuszka.

 

A teraz uśmiechów jest chyba jakby więcej, bo wydaje się, że Gospodynie, opanowawszy już prawie cały hol, gawędzą, z kim tylko można. – Bardzo mi się podoba! Pięknie! – odzywa się jeden z pensjonariuszy, nie ukrywając swojego zadowolenia z wizyty i darów przywiezionych przez Koło. – Starość nie radość... – mówi jednak po chwili zamyślenia. – Bo z czym się tu przyszło, to to już komfort nie jest. Bo wiadomo... Tu by się pojechało, tu by się poszło... Ale jest bardzo miło. Pan Jan Sawicki z Moniek, zdeklarowany katolik, czuje się tutaj naprawdę dobrze.

 

To nie jest tak, że jak Prawosławny Ośrodek Miłosierdzia, to my tylko zajmujemy się prawosławnymi osobami – wyjaśnia proboszcz – Absolutnie nie! Nasze drzwi są otwarte dla wszystkich. Dlatego są tu seniorzy wyznający różne religie, nawet spoza województwa podlaskiego. Wszyscy mogą liczyć na szacunek i tolerancję dla swoich potrzeb religijnych.

 

Jan Sawicki, pensjonariusz z Moniek.

 

Seniorzy, jak się okazało, uwielbiają śpiewać.

 

Alicja Szyszkiewicz, Wiceprzewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich w Narwi.

 

Kilka Gospodyń wraca właśnie z głębi korytarza usytuowanego w skrzydle budynku, gdzie świadczona jest całodobowa opieka osobom leżącym. Nie wszyscy są w stanie chodzić lub przynajmniej korzystać we własnym zakresie z pomocnych urządzeń i wózków inwalidzkich. Niektórym doskwiera demencja i inne poważniejsze choroby wieku starczego. Różowo nie jest. Ale za to nie ma powszechnego dzisiaj w naszej „masowej kulturze”, zwodniczego odklejenia od prawdziwych wyzwań i wartości życia.

 

My jako kobiety, najlepiej o tym wiemy, bo opiekujemy się swoimi rodzicami, dziadkami, mężami, dziećmi i dajemy taką miłość z naszego serca – zauważa Członkini Zarządu narwiańskiego KGW, Maria Owerczuk, która od początku czuwa nad przebiegiem całej akcji. Kierując się już powoli ku wyjściu, Pani Maria postanawia jeszcze zostawić kilka życzliwych słów:  – Niech te Święta Bożego Narodzenia przyniosą temu Domowi Opieki dużo radości i dużo miłości!

 

Nasza wizyta dobiega końca. Robimy parę ostatnich zdjęć. Tak na wszelki wypadek. Teraz dyskretne ukłony. Część pensjonariuszy odprowadza Gospodynie wzrokiem. Niektórzy uśmiechają się. Prawie stulenia Pani Irena wciąż nie traci animuszu i, najwyraźniej głęboko usatysfakcjonowana wizytą Koła, energicznie macha nam na pożegnanie.

 

Wsiadamy do auta. Tym razem zabiera się z nami Pani Przewodnicząca, Irena Dulko. Jesteśmy ciekawi, co powie. – To pierwsza wizyta Koła w Domu Opieki w Trześciance i cieszymy się, że zrobiliśmy ten pierwszy krok zaczyna szefowa KGW. – To są zawsze budujące akcje. I tak lekko na sercu, na duszy leciutko... Naprawdę! Ludzie się cieszą. Może nie każdy, bo tam są różne schorzenia. Ale są zadowoleni, odżywają jakby!

 

Wkrótce wybrzmiewa cała szarża pochwał płynąca w stronę mieszkańców gminy Narew. Nikt nie spodziewał się aż takiej ofiarności. Znów przewija się kilka tych samych nazwisk, które Zarząd od razu postanawia wyróżnić na swojej stronie internetowej.

 

W Kole są przeważnie seniorzy. Mało jest ludzi młodych – mówi na koniec Pani Irena Dulko. – I każdy z nas może znaleźć się w takiej sytuacji, jak ci ludzie, od których przed chwilą wyjechaliśmy. Także powinniśmy w tym czasie, dopóki jeszcze chodzimy i nie mamy wielu problemów ze zdrowiem, dzielić się z ludźmi potrzebującymi.

 

Zbliżamy się do Narwi. Za chwilę wjedziemy na rondo. Rozmowy powoli zaczynają płynąć w innych kierunkach. Świat tu pozostawiony znów chce zawładnąć świadomością i powrócić na swoje niedawne jeszcze, honorowe miejsce. Mimo to czujemy, że jakieś głębsze uznanie dla zawiłości fenomenu zwanego życiem człowieka, zostało w nas wszystkich wzbudzone...