NEWSBLOG
TU WARTO ZAGLĄDAĆ
ZAPRASZAMY DO KONTAKTU
Jesteśmy otwarci na wszelkie sugestie, pomysły i współpracę. Jeśli coś ciekawego dzieje się w okolicy, o czym warto wiedzieć, napisz do nas:
Niezależny portal poświęcony życiu społeczno-kulturalnemu w gminie Narew © 2025
kontakt@widoknanarew.pl
Thank you for being here
Danke, dass Sie hier sind
Дякую за те, що ви тут
Dziękujemy, że tu jesteś
Czyli zaniedbany, „bezpański” teren, który nie tylko psuje estetykę na ulicy i odbiera życiu radość, ale również zagraża mieszkańcom. Najwięcej kłopotu sprawiają drzewa. Wystarczy silniejszy wiatr, a już słuchać trzask łamiących się gałęzi, które spadają na sąsiednie podwórza i zabudowania gospodarcze. Potrafią nawet uszkodzić dachy. Ich zarośnięte korony oraz krzewy, zarośla i samosiejki zaśmiecają okoliczne posesje tonami liści i odpadów. Najgorzej, że nikt do końca nie wie, do kogo należy ta coraz bardziej uciążliwa działka.
Pani Nina na Polną przeprowadziła się prawie trzydzieści lat temu. Jej mąż, obecnie emerytowany elektryk, Wiktor Mieleszkiewicz, własnymi rękami wzniósł tutaj przestronny dom.
Dziś to jedna z najkrótszych i najbardziej kameralnych ulic w całej Narwi – sąsiadów można policzyć na palcach jednej ręki. Równy bruk, schludne chodniki, zadbane podwórza.... I wszystko byłoby niemal idealne, gdyby pomiędzy nimi nie rozpanoszyła się "mała dżungla". Dosłownie i w przenośni.
– Nie wiem, czyje to jest – mówi Pani Nina. – A kto to wie? Wszystko tutaj stoi i niszczeje. O nic nie dbają. Te krzaki, te akacje… U nas na podwórzu nie wytrzymać... Wszystko stamtąd na podwórze do nas się niesie.
Wzdłuż płotu okalającego dom Państwa Mieleszkiewiczów po obu stronach wyrastają gęste zarośla i splątane krzewiny, które dawno wymknęły się spod kontroli. Jeśli już w listopadzie lepiej trzymać się od tego miejsca z daleka, to łatwo sobie wyobrazić, co dzieje się tu późną wiosną i latem. Zwłaszcza, że w upalne dni zarośla zaczynają żyć jeszcze własnym życiem:
– Tam różne gady się wyprowadzają. I węże… – opowiada Pani Nina. – Sąsiadka wracała ze sklepu i przez drogę takie wężysko przeszło. Poszła do siebie na ogród, lato było. Zaczęła pielić ręcznie i zobaczyła, że coś się rusza. Patrzy – a to wąż! Tyle strachu się najadła.
Mimo to, najgorsze są drzewa rosnące tuż za budynkami gospodarczymi. stojącymi na niewielkiej posesji Mieleszkiewiczów. – Z tymi drzewami jest ogromny kłopot – twierdzi Pan Wiktor i wskazuje na zawieszone wysoko rozłożyste korony. Co prawda o tej porze roku już całkowicie nagie, ale w okresie letnio-jesiennym z ich powodu bywa tu bardzo nieprzyjemnie: – Spadają liście, spadają gałęzie. Wszystko tutaj na dach i na podwórze do nas leci. Ile trzeba się napracować, żeby to wszystko posprzątać, pozbierać. A te gałęzie… U naszego sąsiada tutaj cały garaż poniszczyło.
– U mnie była taka sytuacja – relacjonuje mieszkający obok Andrzej Nikonowicz – że w czasie burzy pękło drzewo. Oderwał się konar, wiatr poniósł. Był to gruby konar. Uderzyło i wygięło mi dach w garażu. Dobrze, że okap był duży, bo gdyby był trochę mniejszy, to… W każdym razie – koszty były.
Jednak najmocniej skutki zaniedbania tego terenu odczuwają Państwo Mieleszkiewiczowie. Nie chodzi jedynie o drzewa z niebezpiecznymi gałęziami, góry sypiących się liści, czy nieprzebytą gęstwinę za płotem. Na zapomnianej działce stoją też stare zabudowania, najpewniej dawne budynki gospodarcze – bezpośrednio przylegają do posesji małżeństwa. Dzisiaj to rudery, które mogłyby budzić obawy o to, czy dotrwają do kolejnego roku i nie runą znienacka na ich mienie, a nawet głowy. Przydałaby się tutaj stosowna kontrola.
Ale mieszkańcy Polnej dostrzegają jeszcze jeden problem: potencjalnie negatywny wpływ dzikiej enklawy na sąsiedni, zabytkowy cmentarz pounicki z końca XVIII wieku. Nekropolia to ważny element lokalnego dziedzictwa historyczno-kulturowego. Oprócz symbolicznego grobu żołnierza i niewielkiego lasku krzyży, znajdują się tam dwie kapliczki, w tym jedna dziewiętnastowieczna – ostatnio gruntownie wyremontowana. Druga, współczesna, też niedawno dostała nowy dach i złotą kopułkę.
– Nie daj Boże gałąź grubsza upadnie… – ostrzega Nina Mieleszkiewicz. – Przecież tutaj za parkanem pomniki stoją. I widzę co roku, na Wszystkich Świętych, zawsze znicze się palą. Ludzie tu przyjeżdżają. Chociaż niech poobcinają te gałęzie… Proszę zobaczyć, jakie te drzewa są wysokie! Ja się boję... – Jak taka gałąź się urwie, gdzieś poleci... Może coś na cmentarzu uszkodzić. Trudno to przewidzieć – potwierdza Andrzej Nikonowicz.
Czy mieszkańcy próbowali poradzić sobie z problemem? W pewnym sensie tak, bo wielokrotnie rozmawiali z osobami podającymi się za jej właścicieli. Jednak ostatecznie nie mają pewności, do kogo należy teren-widmo i kogo mogliby wezwać do jego uporządkowania. Pamiętają wprawdzie dawnego właściciela, ale ten nie żyje już od dziesięcioleci. Kto przejął po nim działkę i opłaca za nią podatek? W tej sprawie krążą jedynie bardzo luźne domysły.
– Ludzie przychodzili, robili zdjęcia, chcieli to kupić. Rozwieszali numery telefonów na ulicy – wspomina Pan Wiktor. – Ale póki nie wiadomo, do kogo to należy... Trzeba to będzie po prostu jakoś rozstrzygnąć.
Być może takich spraw jest w gminie więcej, a mieszkańcy często czują się bezradni.
Co można zrobić w takiej sytuacji? W pierwszej kolejności warto zgłosić problem do władz gminnych, dokładnie opisując stan działki i wnosząc o ustalenie jej właściciela. Polskie prawo zobowiązuje gminę do utrzymywania czystości i porządku na swoim terenie, przyznając jej pewne instrumenty wywierania presji na posiadaczy gruntów i nieruchomości. Gmina może ustalić tożsamość właściciela działki, a następnie wezwać go do jej uporządkowania. W przypadku niewykonania nakazu, ma prawo nałożyć na niego grzywnę – w ostateczności zaś we własnym zakresie przeprowadzić niezbędne prace porządkowe i zabezpieczające, obciążając kosztami właściciela.
Na razie Pani Nina – choć zaczęła już zbierać podpisy w tej sprawie – postanowiła jeszcze nie wysyłać przygotowanego wniosku o interwencję do Urzędu Gminy w Narwi. Zauważyła bowiem, że na działce zaczęły się jakieś prace. Może to zwykły zbieg okoliczności? A może rezultat niedawnej obecności obiektywu fotograficznego w tych okolicach?
Ulica Polna w Narwi: niewielka, schludna i kameralna.
Dom Państwa Mieleszkiewiczów usytuowany jest w samym jej środku.
W tym miejscu zdecydowaną większość swego czasu spędza Pani Nina Mieleszkiewicz, która na co dzień mierzy się z poważnymi wyzwaniami zdrowotnymi.
Ten widok spędza sąsiadom sen z powiek: gęstwina, która wiosną i latem zamienia się dodatkowo w wylęgarnię niezbyt przyjemnych gatunków zwierząt.
Nawet u progu zimy za płotem czai się irytujący chaos.
Możemy sobie wyobrazić, co tu się dzieje, kiedy jest ciepło.
Panu Wiktorowi Mieleszkiewiczowi ten stan rzeczy i jego realne skutki doskwierają coraz mocniej.
Zwłaszcza, że za tą nieokiełznaną roślinnością zlokalizowana jest stara nekropolia z zabytkami i innymi obiektami.
Najbliżej zaniedbanego terenu stoi mała, prawosławna kapliczka i kilka krzyży. (W głębi widać odrestaurowaną kapliczkę św. Jana Chrzciciela). Mieszkańcy twierdzą, że lepiej dmuchać na zimne.
Pani Nina wskazuje na drzewa, których łamliwe gałęzie – szczególnie przy silniejszych wiatrach – bezpośrednio zagrażają całej okolicy. Łącznie z cmentarzem.
Drzewa niemal dotykają budynków gospodarczych. Podobne gałęzie uszkodziły niedawno garaż sąsiada, Andrzeja Nikonowicza.
Obok znajdują się jeszcze stare i znacznie zdewastowane konstrukcje. Trzeba reagować – mówią sąsiedzi. Ale bez wiedzy o tym, kto jest odpowiedzialny za ten "cichy problem", trudno o poprawę sytuacji.
Ostatnio chyba jednak zaczęło się tu coś dziać. Może problem zostanie rozwiązany bez konieczności sięgania po pomoc Urzędu.