NEWSBLOG
TU WARTO ZAGLĄDAĆ
ZAPRASZAMY DO KONTAKTU
Jesteśmy otwarci na wszelkie sugestie, pomysły i współpracę. Jeśli coś ciekawego dzieje się w okolicy, o czym warto wiedzieć, napisz do nas:
Niezależny portal poświęcony życiu społeczno-kulturalnemu w gminie Narew © 2024
polityka PRYWATNOŚCI
kontakt@widoknanarew.pl
Thank you for being here
Danke, dass Sie hier sind
Дякую за те, що ви тут
Dziękujemy, że tu jesteś
...tak szybko odchodzą. Chociaż wcale nie muszą. Przekonał nas o tym Dzień Architektury Drewnianej – wydarzenie zorganizowane przez Narodowy Instytut Dziedzictwa i Stowarzyszenie Dziedzictwo Podlasia z Puchłów, jako część akcji, która swoim zasięgiem objęła cały kraj. Ci, którzy w ostatnią niedzielę sierpnia przybyli do Krainy Otwartych Okiennic, zyskali m.in. niepowtarzalną okazję wejścia do tradycyjnego, podlaskiego domu, wycięcia charakterystycznego wzoru z drewna i skosztowania regionalnych przysmaków przygotowanych przez Panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Narwi.
Na szczęście w gminie Narew nie brakuje jeszcze starych, drewnianych domów. Domów zachowujących swoją kulturową i historyczną „osobowość”. W dodatku bogatych w niepowtarzalne zdobnictwo, które każdego roku przyciąga coraz większe rzesze spragnionych autentyczności turystów. A dzieje się tak również dlatego, że wciąż są tutaj ludzie, którym szczerze leży na sercu, aby tych wyjątkowych fragmentów naszej przeszłości i kultury nie zrównały z ziemią – nie tyle nawet buldożery postępu i jednostronnie rozumianej nowoczesności – ile zwykła ludzka ignorancja i niewrażliwość.
Dr Mirosław Stepaniuk, przewodniczący Stowarzyszenia Dziedzictwo Podlasia, regionalista, przyrodnik i krajoznawca, od lat niestrudzenie i na wielu frontach swojej działalności przekonuje, że spuściznę materialną, a zwłaszcza unikatową architekturę drewnianą naszej gminy i całego regionu, powinniśmy otaczać nieudawaną, a szczególną troską.
Wprawdzie pewne wielopoziomowe zmiany już się na tej płaszczyźnie dokonały. Przecież jeszcze nie tak dawno stare domy częściej kojarzyły się tu z obciachem, zacofaniem i kulturowym regresem, aniżeli z jakąkolwiek wartością.
Dzisiaj jednak, przytomniejąc nieco z zawrotnego oszołomienia bezkrytycznie rozumianym postępem, zyskujemy szansę, aby lepiej wsłuchać się w niezagłuszony jeszcze język przeszłości – w szczególności zaś ten, jakim przemawia do nas tradycyjne budownictwo. Ci, którzy, tak jak Mirosław Stepaniuk, mowę tę już od dawna słyszą i rozumieją, twierdzą, że to właśnie drewniana architektura w największym stopniu przywraca nam poczucie wyjątkowości:
– Mamy tutaj praktycznie pewne elementy, których nie ma w innych regionach. Są to bardzo specyficzne wzory, dopracowane przez lokalnych rzemieślników. To pokazuje, w jaki sposób widzimy albo doceniamy piękno obiektów, w których żyjemy. To bardzo ważne, bo jest to pewien nasz wyróżnik, który pokazuje naszą inność – podkreśla Przewodniczący Stowarzyszenia Dziedzictwo Podlasia.
Iwona Górska z białostockiego oddziału terenowego Instytutu Dziedzictwa Narodowego nie ma z kolei wątpliwości, że tej inności i pięknu towarzyszy jeszcze niezliczona różnorodność barw i odcieni, a gmina Narew ma być tego koronnym przykładem:
– Tu jest całe spektrum: od tych obiektów wysokiej klasy, czyli sakralnych, takich jak kościół w Narwi. Najlepszy i najpiękniejszy. Jedyny taki drewniany, dwuwieżowy kościół na Podlasiu. Do tego te cerkwie, które tu są. I potem schodzimy już niżej, do budownictwa. Ale to są nie tylko domy. Również spichrze, tzw. świronki, budynki inwentarskie, stodoły. I to naprawdę w całej gamie: wieloprzejazdowe, jedno-, dwu-, trzyprzejazdowe. Wielosąsiekowe. Po prostu bogactwo!
Jest zatem, mówiąc kolokwialnie, na czym oko zawiesić. A jeżeli nadarza się tak niepowtarzalna okazja, jak...
Dzień Architektury Drewnianej
...to trudno wyobrazić sobie, żeby zabrakło w nim przynajmniej naszej Krainy Otwartych Okiennic.
Zaznaczmy, że w skali całego kraju wydarzenie odbywa się po raz pierwszy. Impulsu dostarczyło Zakopane, gdzie w ubiegłym roku blisko 1500 osób wędrowało po okolicy, zwiedzając zabytkowe domostwa z drewna. Wszystko okraszono niezwykle kaloryczną porcją opowieści o barwnych dziejach dawnych, drewnianych budynków mieszkalnych oraz przeróżnych praktycznych niuansach związanych z ich konserwowaniem i pielęgnacją.
I ta obiecująca formuła chyba zdała egzamin, skoro w tym roku akcję postanowiono rozszerzyć na całą Polskę. A wszystko po to, żeby stawić skuteczny opór procesom niszczenia i degradacji dawnej architektury drewnianej. Bo: – To jest dziedzictwo, które znika najszybciej. Jest ono najmniej trwałe, a jednocześnie bardzo zregionalizowane i bardzo związane z danym terenem – mówi Aneta Kułak z białostockiego oddziału terenowego Narodowego Instytutu Dziedzictwa:
Dodajmy tylko, że o architekturze tego rodzaju mówi się i pisze jako o unikalnej, dystynktywnej cesze polskiego krajobrazu kulturowego. Tymczasem dzisiaj, w centralnej Polsce została ona już niemal całkowicie wycięta w pień. Podlasie, tak jak Małopolska i Podkarpacie, trzyma się jeszcze całkiem nieźle. Ale to nie znaczy, że się utrzyma. Weźmy przykładowo województwo podlaskie, gdzie stopniowo poszerza się obszar mocno wytrzebionych z drewna i niemal w całości betonowych, enklaw – Zachodnia część, czyli dawne Mazowsze – jak tam się wjeżdża, to te domy drewniane czy budynki drewniane już praktycznie nie istnieją. Wszystko jest murowane – stwierdza Iwona Górska.
Ale nawet jeśli domom udaje się przetrwać, są: ..modernizowane w taki sposób, że tracą swój charakter – zaznacza Aneta Kułak i zaraz punktuje niektóre z "niewybaczalnych grzechów” ich właścicieli: – Wymiana okien na plastikowe, jednopodziałowe, wymiana pokryć dachowych na blachodachówkę o jakichś agresywnych kolorach, wymiana szalunku – to są deski, które zaburzają harmonię tych obiektów i niestety, to też czasem widać w budownictwie sakralnym... – Robi się z tego coś takiego cukierkowego, „disnejlandowego” – dodaje Mirosław Stepaniuk.
Nasi rozmówcy zdają się przemawiać jednym głosem: krajobraz kulturowy, jego tradycje architektoniczne i cała, szeroko rozumiana spuścizna wyrosła z dobrodziejstw, jakich od wieków nie skąpiły naszym przodkom tutejsze lasy i puszcze, a także ich własna kreatywność czy wyobraźnia, to bezcenna wartość, której nie wolno bezmyślnie zaprzepaścić. Nie można też jej deformować czy zniekształcać, sprowadzając do jakiegoś typu dysharmonijnej hybrydy, wyjałowionej z poczucia jakiejkolwiek kulturowej przyzwoitości.
A żeby to osiągnąć, twierdzą, potrzebujemy ni mniej, ni więcej, jak tylko docierać z tą wiedzą i spojrzeniem do umysłów i dusz współczesnych, uwrażliwiać, przekonywać, a w szczególności pokazywać mieszkańcom i właścicielom, w jaki sposób mogą skutecznie dbać o swoje drewniane domy i inne obiekty, nie niszcząc ich walorów historycznych i kulturowych.
I taki właśnie kluczowy cel przyświecał organizatorom. A wykłady, prelekcje, seminaria, spacery po wsiach i warsztaty mógł poprowadzić praktycznie każdy, wyposażony w odpowiedni poziom kompetencji: zarówno osoby prywatne – właściciele i użytkownicy obiektów drewnianych, jak i przedstawiciele samorządów, organizacji pozarządowych i instytucji kultury.
Gmina Narew
...ze swoimi skarbami drewnianej architektury, a szczególnie Krainą Otwartych Okiennic, również odciska w tej akcji swój wydatny ślad. A to dzięki Stowarzyszeniu Dziedzictwo Podlasia z Puchłów, które postanowiło włączyć się do przedsięwzięcia, proponując niezwykle intensywny i angażujący program. Uczestnicy przyjrzeli się puchłowskiej cerkwi, odbyli inspirujący spacer po Socach z możliwością wejścia do wnętrza domów, obejrzeli film o podlaskiej architekturze drewnianej, a na koniec wzięli udział w warsztacie snycerskim. Całe to bogactwo przeróżnych doświadczeń soczystą klamrą spięła rozległa, interdyscyplinarna i ekspercka wiedza dra Mirosława Stepaniuka,
Przedsięwzięciu towarzyszył też mocny kulinarny akcent w postaci wysokogatunkowego jadła regionalnego. Akcję wsparły bowiem Panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Narwi, które w Puchłach pojawiły się z imponującą gamą przeróżnych podlaskich przysmaków.
Niedziela, 25 sierpnia 2024 roku. W siedzibie Stowarzyszenia w Puchłach.
Po lewej: Iwona Górska z Narodowego Instytutu Dziedzictwa i dr Mirosław Stepaniuk, przewodniczący Stowarzyszenia Dziedzictwo Podlasia.
Krótka, inaugurująca program, prelekcja na temat drewnianej architektury sakralnej w Puchłach, osadzona w szerszym kontekście historycznym, z akcentem na dzieje wsi.
Miejscowa Cerkiew Opieki Matki Bożej nie bez przyczyn uchodzi za najpiękniejszą tego typu świątynię prawosławną. Przynajmniej na Podlasiu.
Podczas krótkiej prelekcji na placu cerkiewnym można było dowiedzieć się mnóstwa rzeczy, o których raczej nie piszą w żadnych przewodnikach.
A to już spacer po Socach rozpoczęty krótkim nawiązaniem m.in. do historii wsi i jej specyficznego układu przestrzennego.
Wykład o charakterystycznych zdobieniach architektonicznych domów poprzedziła ekscytująca wizyta w jednym z nich.
– Jest to o tyle ciekawe, że wchodzimy do cudzych domów, gdzie czas się zatrzymał, żeby popatrzeć, jak kiedyś ludzie żyli, mieszkali, jakie sprzęty były, jakie meble, jakie wyposażenie. I oczywiście ma to cały czas wymiar edukacyjny – podkreśla Iwona Górska z Narodowego Instytutu Dziedzictwa, organizatora akcji.
Takie piece wciąż stanowią standardowe wyposażenie starych wiejskich chat naszej gminy. Nawet w samej Narwi na pewno znajdzie się kilka egzemplarzy.
A spacer po wsi...
...to dla wielu uczestników jedyna taka okazja, aby dotrzeć do niedostępnej gdzie indziej wiedzy o drewnianym zdobnictwie Krainy Otwartych Okiennic...
...takim jak na przykład ten charakterystyczny nadokiennik.
Często powtarza się, że zdobnictwo tego rodzaju przywieźli tu z Rosji tzw. bieżeńcy.
Ale to podobno zbyt często powielana bajka. Dr Mirosław Stepaniuk przekonuje, że drewniane dekoracje umieszczane na budynkach mieszkalnych, a szczególnie na dworcach, leśniczówkach, dworkach gubernatora i innych obiektach użyteczności publicznej, były na tych ziemiach obecne dużo wcześniej.
Odcisnęły również swoje niezaprzeczalne piętno na domach, które przetrwały do naszych czasów.
– Przepiękne miejsce! – zachwyca się Bożena Celińska, turystka z Zielonej Góry.
I jeszcze kilka słów o przydrożnych pomnikach przeszłości, nieodzownym elemencie tutejszego krajobrazu.
Zwłaszcza, że krzyże wotywne z Soc od wieków osnute są tajemniczymi legendami.
Drewniane kapliczki słupowe (w tle) też tu są, chociaż rzadko występują na terenach zdominowanych przez prawosławie.
Stawiano je od czasów unii brzeskiej, zanim w I połowie XIX wieku car nie zakończył tutaj tej formy ekumenii. Jednak kapliczki, chociaż ze swoimi figuralnymi przedstawieniami nie znajdowały już racji bytu w prawosławiu, pozostały, pielęgnowane i wciąż czczone przez miejscowych.
Po solidnej porcji wiedzy o miejscowej architekturze, w planach był jeszcze mały wypad do Trześcianki. Jednak Soce okazały się zbyt zajmujące.
Na osłodę krótka wizyta we wciąż aktywnym, prywatnym Muzeum Wsi Soce.
A tam takie ultra-rustykalne klimaty...
Uczestników spaceru z zainteresowaniem obserwował 80-letni mieszkaniec Soc, Włodzimierz Radziwoniuk: – Chociaż trochę ludzi zobaczymy. Bo tutaj sami emeryci mieszkają przeważnie. A teraz co roku, te ostatnie lata, dużo jest turystów. I dobrze. Choć trochę czegoś zobaczyć można – cieszy się Pan Włodzimierz.
Powrót do Puchłów. Sutozastawne stoisko Pań z Koła Gospodyń Wiejskich w Narwi przeżywa istne oblężenie.
Spójrzmy na tę całkowicie domową, podlaską strawę.
A to przecież tylko niewielka część specjałów, które tego dnia Gospodynie przywiozły ze sobą.
– Mamy wszystko, co nagotowałyśmy: bigos, babkę ziemniaczaną, pasztet z cukinii, ogórek kiszony, smalczyk, humus, kapustę w zalewie, rolady. I ciasta różnego rodzaju, pierniki, serniki, ciasto drożdżowe, babeczki, pierniki... – wylicza jednym tchem Lidia Zubrycka (na zdj. w środku).
W szczególności odnotujmy obecność tego oto słynnego, podlaskiego bigosu, który zdołał już obrosnąć niejedną legendą.
– Gotowałyśmy go wczoraj i dzisiaj jeszcze podgrzewałyśmy. Także on przeszedł tymi zapachami. Bo czego tu niema! I kosteczki, i troszkę baraniny, jagnięciny. I żeberko ma, i to mięsko z tego żeberka, i kiełbaska podsmażana. No, jest przepyszny. A żeby wyszedł taki dobry, to trzeba dobrych chęci, dużo serca, miłości, pasji. I dlatego tak smakuje – taką właśnie uniwersalną recepturę na udane gotowanie zdradza Wiceprzewodnicząca KGW w Narwi, Alicja Szyszkiewicz (na zdj. w środku).
– Jesteśmy tu, bo architektura drewniana to nasza kultura i nasza tradycja. Powinnyśmy ją podtrzymywać– mówi Przewodnicząca KGW w Narwi, Irena Dulko, dla której Puchły to drugi dom.
Sołtys Soc, Tamara Torcz, również członkini narwiańskiego KGW, będzie jednak z oczywistych względów konsekwentnie lobbować za Socami: – W żadnej miejscowości nie ma, żeby dwie równoległe ulice były i po środku strumyk płynie. I jeszcze tyle domów ze zdobieniami! Mi się wydaje, że drugiej takiej miejscowości nie ma – przekonuje Pani Sołtys.
Na koniec wiązanka zasłużonych pochwał: – Kuchnia totalnie inna! A Koło Gospodyń? Rewelacja! To na pewno nie będzie nasz ostatni raz na Podlasiu! – deklaruje zielonogórzanka, Bożena Celińska (na zdj. po lewej).
Zapraszamy ponownie.
Jeszcze tylko projekcja filmu dokumentalnego, zrealizowanego w 2021 roku przez Stowarzyszenie Dziedzictwo Podlasia.
Produkcja to w wielkim skrócie, estetycznie wyrafinowany i niezwykle pouczający dokument, z którego dowiemy się m.in., dlaczego nasze, podlaskie, tutejsze domy – oprócz niebagatelnej urody – mają jeszcze prawdziwą duszę. I dlaczego wciąż warto nie tylko pokazywać je światu, ale także w nich zamieszkać. Polecamy! (kliknij w zdjęcie żeby obejrzeć).
I końcowy akord – warsztat snycerski przygotowany i przeprowadzony osobiście przez Gospodarza.
W kameralnym gronie.
Podobno wykonanie takiej „rzeźby” nie jest wcale takie trudne.
Wystarczy obrysować szablon na desce. Może to być przykładowo jakiś wzór obecny Krainie Otwartych Okiennic, np. częste motywy ptaków obserwowane w Socach, czy symbole drzew i liści spotykane w Trześciance.
Następnie dobieramy odpowiednie wiertło (plus ewentualnie brzeszczoty). I oczywiście przyda się jakaś lepsza wyrzynarka, która nie padnie po kilku razach. Doprawdy warto zainwestować w sprzęt.
I do dzieła. Kunszt i maestria wykuwają się w nieustającym treningu.
A jak radzono sobie dawniej, bez żadnych elektronarzędzi?
Otóż, wszystko robiono piłką o wąskim brzeszczocie, jedynie siłą mięśni, wydatkując przy tym ogromne ilości energii. Ale, jeśli my, jako potomkowie, zechcemy dalej to doceniać, pielęgnować i pokazywać światu, to warto było.
Uczestnicy
Dzień Architektury Drewnianej sprowadził do Krainy Otwartych Okiennic około 50-ciu osób w różnym wieku, od seniorów po najmłodszych, z rozmaitych stron województwa i, jak się później okazało, z całego kraju – głównie miłośników podlaskiej architektury drewnianej i samego Podlasia, a na pewno ludzi z otwartymi umysłami.
Niektórzy, tak jak Magdalena Ryczko-Gryc i Dorota Sikora, pochodzą właściwie "stąd". I chociaż nie mają żadnych rodzinnych związków z tą akurat okolicą, klimaty tutejsze nie są im do końca obce, a apetyty na dalszą ich eksplorację stale rosną:
– Raz byłam w Puchłach bardzo krótko. I bardzo spodobała mi się ta cerkiew niebieska – opowiada Pani Magdalena. – Pomyślałam sobie, że to szansa, żeby zobaczyć tutaj coś więcej. A przy okazji, żeby ktoś o tym profesjonalnie opowiedział. Jestem z Białegostoku, z Podlasia, ale tak naprawdę nie wiem za dużo o tych okolicach. Dla mnie to bardzo ważne, żeby wiedzieć, skąd jestem, gdzie są moje korzenie.
Pani Dorota, również Białostoczanka, nie może z kolei nadziwić się, jak bardzo ludzie dbają tu o swoje posesje. Jednak tego z typu architekturą zetknęła się już w sąsiednim powiecie: – Mam przyjaciółkę, która mieszka pod Bielskiem Podlaskim. I jak się do niej jedzie, to po drodze są Pasynki, Ploski. Tam też są takie domy. Ale rzeczywiście, dowiedziałam się paru rzeczy, których nie wiedziałam. Na przykład o kurnej chacie. Myślałam, ze to tylko takie po prostu... Pogardliwe jakby określenie. A jednak coś znaczy!
– Przyjechaliśmy zainspirowani architekturą, ale i tą okolicą, której tak naprawdę nie znamy, a chcemy poznać – mówi Piotr z Warszawy, który informację o Dniu Architektury Drewnianej w Puchłach wyłowił z sieci i niezwłocznie postanowił tu przyjechać. Być może był to również pewien pretekst, żeby w końcu postawić stopę na tej ziemi, bo jak mówi, żaden kierunek w Polsce nie pociąga go tak bardzo, jak nasz: – My o tej przygodzie odkrywania tych terenów myśleliśmy już od dawna. Dzisiaj jesteśmy tu pierwszy raz. A dla wszystkich zainteresowanych, to myślę, że jest to mega inspirujące. Również dla mnie. A to, co robi Mirek, jak opowiada, to faktycznie, tylko czas nas goni. Bo można tego słuchać godzinami.
Za to w bardzo konkretnym celu zjawia się tu Ola, studentka z Lublina. Od początku zwraca uwagę pilnym wsłuchiwaniem się w opowieści o zdobionych domach i skrupulatnym notowaniem każdego niemal detalu. Niebawem zdradza, że studiuje edukację artystyczną i właśnie zabiera się za napisanie pracy magisterskiej na temat ozdób snycersko-plasycznych we wsiach Wojszki i Soce.
– Achitektura drewnianych domów bardzo mnie zainteresowała. Chciałam głębiej wejść w ten temat. I chcę wiedzieć, o czym piszę – mówi. – A to, że mam jakieś umiejętności, a przynajmniej tak mi się wydaje, rzeźbienia w desce, i to lubię, to jeszcze bardziej mnie to wciągnęło. Bo trochę bawiłam się w drewnie. Dzięki tacie. Jakieś tam na pewno kółko wycięłam – dodaje jedyna w zasadzie uczestniczka warsztatu snycerskiego, która ośmieliła się chwycić za wyrzynarkę, imponując nam swoją zręcznością i talentem.
Tymczasem Małgorzata i Bożena Celińskie z Zielonej Góry na pewno wygrały konkurs na "najdalszego gościa". Wprawdzie Podlasie już nieco znają. Mają tutaj grono znajomych i już wcześniej odbywały całkiem intensywne wędrówki po okolicy. W gminie Narew są jednak po raz pierwszy. I nawet nie próbują ukryć swego oczarowania. A wysłuchawszy wszystkich wykładów i zobaczywszy na własne oczy architektoniczne bogactwo Krainy Otwartych Okiennic, mają dla nas, jako przedstawicielki drugiego krańca Polski, cenne, a przynajmniej trudne do zignorowania rady:
– Może to kontrowersyjne, ale uważam, że konserwator zabytków powinien wjechać w niektóre miejscowości i wymusić – przynajmniej domy drewniane – twierdzi Małgorzata Celińska. – Bo to, że wśród domów drewnianych stoją nowe, murowane – to wygląda okropnie i psuje cały klimat. Chciałabym, żeby był wymóg robienia elewacji drewnianej na każdym domu. I cały region tutaj byłby wart odwiedzenia, bo wszystko byłoby piękne i spójne!
W podobnym tonie wybrzmiewają refleksje Pani Bożeny: – Wystarczy, że ludzie zrozumieją, że mieszkają w wyjątkowym miejscu. Jeżeli ktoś się decyduje na to, że kupuje stary dom, to nie robi z niego potworka z plastiku i betonu, zostawiając tylko starą studnię, na której postawi kwiatki. Bo to nie chodzi o coś takiego. To ma być po prostu wiejski charakter domu, nawet jak ktoś przyjeżdża tylko na wakacje. W środku możesz mieć sobie luksus. Natomiast na zewnątrz powinno być tak, jak wszędzie. Spójnie!
Tak czy siak, żadnego z uczestników na pewno nie trzeba przekonywać, że w tych naszych domach wszystko dosłownie – od okien i narożników, przez szalówki i szczyty po zdobienia i kolorystykę – jest kompozycyjnie i wizualnie estetyczne, jeśli nie zjawiskowe. A jeśli my, miejscowi, z dziada pradziada mieszkańcy-autochtoni, domów tych nie kochamy i nie cenimy tak, jak na to zasługują, to wiedzmy, że na pewno zrobią to goście i przyjezdni. I to z nawiązką.
Magdalena Ryczko-Gryc i Dorota Sikora – przyjaciółki z Białegostoku, które uwielbiają podróże. Szczególnie te nasycone poznawczymi atrakcjami.
– Dlaczego nie rzucić pracy gdzieś tam w dużych miastach, w dużych aglomeracjach i nie odnaleźć się tutaj? – zastanawia się Pan Piotr z Warszawy (na zdj. w środku).
Pani Aleksandra tymczasem doświadczenia wyniesione z Krainy Otwartych Okiennic na pewno przekuje w wysokiej jakości pracę magisterską.
Nauki snycerstwa pobierane od samego mistrza, też nie pójdą w las.
Zwłaszcza, że jest talent, zręczność, wyczucie i chęci. I pasja. I to w nadmiarze.
Małgorzata Celińska i Bożena Celińska z Zielonej Góry tuż przed wyjazdem z Puchłów. Do pokonania mają przynajmniej 600 km. Ale, jak mówią, z pewnością wrócą tu nie raz.
I cóż. Jeszcze do niedawna powiat hajnowski kojarzył się tylko z Puszczą Białowieską. I długo, długo z niczym. Jednak Kraina Otwartych Okiennic, chociaż długo cierpiała w bólach porodowych, pokazała, że nasz region to również ciche, sielankowe wsie i małe miejscowości ze swoimi domami i całą różnorodnością pomników coraz rzadszego w naszym kraju, tradycyjnego drewnianego budownictwa. W dodatku gdzie indziej niespotykanego.
Dzień Architektury Drewnianej przypomina zaś, jak wiele zależy też od samych mieszkańców, od właścicieli domów, ich wiedzy, świadomości i wrażliwości. A przede wszystkim od głębokiego ich przeświadczenia co do wartości własnego dziedzictwa kulturowego, którego do tej pory zdają się czasem nie doceniać, a nawet zrównywać do poziomu mało zajmującego głupstwa.
Tymczasem owa zwyczajna, codzienna dbałość o swoje stare drewniane domy, czyniona z uważną troską o zachowanie kulturowej duszy krajobrazu – oto jest fundament i zmaganie warte każdego trudu. Coraz lepiej to rozumiemy, coraz jaśniej to widzimy, bo coraz więcej ucieka z naszego świata wartości, o których można powiedzieć, że nie są pozorowane.
Wciąż jednak mamy wybór, co zabierzemy do przyszłości, co przekażemy kolejnym pokoleniom i czym wzbogacimy ich rzeczywistość. To też jest powód. Wcale nie mniej doniosły, niż chwała, zachwyt i policzalne korzyści, które do naszej gminy spłyną wraz z turystami.