NEWSBLOG

ZAPRASZAMY DO KONTAKTU

 

Jesteśmy otwarci na wszelkie sugestie, pomysły i współpracę. Jeśli coś ciekawego dzieje się w okolicy, o czym warto wiedzieć, napisz do nas:

Niezależny portal poświęcony życiu społeczno-kulturalnemu w gminie Narew © 2024

polityka plików cookies

kontakt@widoknanarew.pl

Thank you for being here

Danke, dass Sie hier sind

Дякую за те, що ви тут

Dziękujemy, że tu jesteś

Razem dla Hospicjum w Makówce

06 lipca 2024

29 czerwca 2024 roku minęło niemal dokładnie dwa lata od uroczystego otwarcia pierwszego skrzydła wiejskiego hospicjum stacjonarnego w Makówce i przyjęcia pierwszych pacjentów. Na tę okoliczność Fundacja Hospicjum Proroka Eliasza, szeroko wsparta skoordynowanym wysiłkiem wielu osób i instytucji, celebrowała kolejne urodziny prowadzonej przez siebie placówki. II Piknik Charytatywny, który podobnie jak w ubiegłym roku, odbył się na przystani kajakowej w Narwi, brawurowo połączył przyjemne z pożytecznym. I potrzebnym. W atmosferze licznych występów artystycznych, pokazów sztuk walki, prezentacji służb mundurowych i szeregu atrakcji dla najmłodszych, ze wszystkich licytacji, kiermaszów i kwest udało się zebrać blisko 41 tys. zł.

 

W tym roku gorzej nie było. Pod kilkoma względami na pewno lepiej. Już od progu w oczy rzucała się odnowiona przystań kajakowa z zadającymi szyku, odmalowanymi wiatami, a szczególnie nowa, miesiącami zapowiadana nawierzchnia. Świeża, solidna i estetyczna kostka brukowa owiewała swym dyskretnym wdziękiem, nie tylko tych, którzy postanowili sobie popląsać.

 

A do tańca przynaglały prawie niepodzielnie rządzące na ustawionej przy plaży scenie, taneczne rytmy, wyśpiewywane i wygrywane przez kilkunastu wykonawców z gminy Narew, powiatu hajnowskiego i całego regionu, którzy tego dnia postanowili wesprzeć ideały humanitaryzmu i altruizmu. Mało tego, o dwudziestej na estradzie pojawić się miał legendarny Don Vasyl ze swoimi latoroślami i innym kwiatem młodzieży cygańskiej. Pod wieczór zjechała się więc chyba cała okolica (i nie tylko), żeby może zamiast w rzece, utonąć w blaskach potęgi jego hitów.

 

Zapowiadało się naprawdę obiecująco. Bo nie ma mowy, żeby to barwne widowisko z szeregiem przeróżnych atrakcji, kolorowych namiotów, mrowia pojazdów i ludzkiego skupiska, nie przyciągało uwagi wszystkich przejeżdżających przez most nad Narwią. Z każdą godziną robiło się tylko gęściej i tłoczniej. A skoro to już drugi z rzędu urodzinowy piknik, to przyszło nam na myśl, że może będzie trzeci, potem czwarty, piąty, szósty i tak dalej.

 

Chcielibyśmy, żeby to było cykliczne, ale Bóg jeden raczy wiedzieć – mówi dr Paweł Grabowski, Prezes Fundacji Hospicjum Proroka Eliasza, który najwyraźniej ręki sobie za to uciąć nie da. Bo właśnie: – Nie wszystko jest w naszych rękach... Człowieka, który pracuje z umierającymi, towarzyszy im u kresu życia, trudno zapytać, co będzie za rok, co będzie za trzy lata. Ale dołożymy starań, ile to tylko możliwe, żeby ta impreza odbywała się co roku.

 

Doktora Grabowskiego nikomu przedstawiać nie trzeba. Wszyscy go tu znają albo przynajmniej o nim słyszeli. Wszyscy wiedzą, czego dokonał i co dalej robi. Słyszano o nim chyba wszędzie, w każdym zakątku kraju, a może i poza nim, bo przecież projekty opracowywane przez Fundację jako jedyne z Polski otrzymują (przynajmniej w swojej kategorii) dofinansowanie z instytucji europejskich.

 

Ale zanim, to najpierw była Fundacja Podlaskie Hospicjum Onkologiczne, którą Doktor Grabowski założył w 2009 roku w Nowej Woli. Później przeniosła swoją działalność do pobliskiego Michałowa i w pewnym momencie zmieniła nazwę na...

 

...Fundacja Hospicjum Proroka Eliasza.

 

Może dlatego, że Eliasz jest „ognisty”, a ogień symbolizuje Ducha, oczyszczenie i transformację. Chociaż na pierwszy rzut oka to symbol nieco paradoksalny. Prorok nie wie przecież, czym jest śmierć. Wjechał do nieba na ognistym rydwanie i jako jeden z dwóch albo trzech wybrańców Bożych, nie pozostawił swego grobu na Ziemi.

 

Tymczasem gros z tego, czym zajmuje się dr Paweł Grabowski, jest właśnie o umieraniu, o przewlekłych, nieuleczalnych chorobach, o obszarach w pewnym sensie głęboko dzisiaj tabuizowanych, osnutych kłębowiskiem niepokoju, spychanych gdzieś na zarośnięte nieprzebytymi gęstwinami peryferia ludzkich doświadczeń, przynajmniej w przestrzeniach konsumpcyjnej kultury, której mity tak histerycznie chcą nas niekiedy przekonać, że przewlekłe, nieuleczalne choroby i śmierć to jakaś tylko abstrakcja. Albo przynajmniej, że w zaświaty  (jeśli w ogóle istnieją w jakimś zakątku czasu), przepłyniemy na jednej z muminkowych chmurek. Czyli lekko i bezboleśnie.

 

Być może dlatego właśnie, przez te druzgocące fale złudzeń, tak trudno nam dojrzeć to, co na naszym Podlasiu dostrzegł krakowianin z pochodzenia, dr Paweł Grabowski. Ludzi – starszych, osamotnionych, zmarginalizowanych, mieszkańców niewielkich wsi, w dodatku często fizycznie niepełnosprawnych, uwięzionych w anachronicznych warunkach domostw z minionej epoki i zmagających się z nieuleczalnymi chorobami.

 

Tu tereny są słabo zurbanizowane. Autobus do wielu miejsc nie dojeżdża. Daleko do aptek, lekarzy i wszystkich tych, którzy mogliby pomóc w poprawie zdrowia i jakości życia wiejskich seniorów. Niektórzy z nich, naznaczeni piętnem nieuleczalnej, przewlekłej choroby i wrzuceni w pętlę beznadziejności, wegetują w bezwładzie, na krawędziach egzystencji. Aż do śmierci, wyprutej w takich warunkach, może nawet ze wszystkiego, co zwie się człowieczeństwem.

 

W 2011 roku Doktor Grabowski wraz ze swoją ekipą wznosi więc pierwszy stanowczy bastion przeciwko grozie takiego umierania. Rusza hospicjum domowe – kamień milowy w dziele zwiększania dostępności opieki paliatywno-hospicyjnej na wschodnim Podlasiu i wielopłaszczyznowego humanizowania tego najtrudniejszego rozdziału w byciu człowiekiem. Hospicjum zasięgiem swojego działania obejmuje obszar pięciu gmin: Michałowa, Zabłudowa, Narwi, Narewki i Gródka. Ale w pewnym momencie staje się jasne, że to też zdecydowanie za mało.

 

Inicjatywa wyszła od Doktora Grabowskiego – mówi dr Ewa Stankiewicz, która niemal od początku współpracuje z Prezesem Fundacji Hospicjum Proroka Eliasza. – Zrodził się pomysł i potrzeba przede wszystkim, powstania hospicjum stacjonarnego tak, aby nasi pacjenci, którzy są w domach, którzy potrzebują wsparcia i pomocy, mogli być w pełni zaopiekowani. Choroby u kresu życia, choroby ciężkie, przewlekłe, sprawiają, że opieka domowa jest niewystarczająca. Myśmy to widzieli. Widzieliśmy, że takie potrzeby są ogromne, a z czasem też coraz większe.

 

Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że hospicjum miało powstać na terenach wiejskich. Takie rzeczy dzieją się w tym kraju tylko w miastach, a tu nie dość, że wieś, to jeszcze na samym wschodzie Podlasia.

 

Padło na niewielką Makówkę – „przedmieścia” Narwi, usytuowane zaraz na trasie do Białowieży. – Przyjechał do mnie Pan Doktor Grabowski odnośnie zakupu działki – opowiada Maria Skokin, Sołtys wsi, a teraz też współorganizatorka Pikniku. – Chciał wkopać pierwszy szpadel i zacząć budować to hospicjum. I poprosił mnie o pomoc jako sołtysa, żeby jakoś nakręcić ludzi, żeby to poszło w świat, żeby ludzie wiedzieli, że powstaje coś takiego.

 

I poszło. Po nitce do kłębka. Chociaż wydawać by się mogło, że to ślepe rojenie. Że nie da rady ot tak, wyciągnąć królika z kapelusza, bo ktoś wyśnił sobie, choćby nawet w najszczytniejszych intencjach, taki właśnie ośrodek. Może pomogła żelazna konsekwencja, może niezłomna determinacja, może gwiazdy sprzyjały i Duch Eliasza czuwał... Ale na pewno musiało wytworzyć się jakieś pole nieprawdopodobnej zbiorowej energii, które do tego śmiałego projektu przyciągnęło zarówno rzesze zwykłych ludzi, jak i duże firmy z ich potężnym wsparciem finansowym .


Hospicjum powstało w dość ekspresowym tempie. W połowie 2019 roku wmurowano kamień węgielny, a rok później ruszyły kompleksowe prace budowlane. Na początku lipca 2022 roku do jednego ze skrzydeł jasnego, niewysokiego, otulonego drzewami nowoczesnego budynku, przyjęto pierwszych pacjentów.

 

Założyciel i Prezes Fundacji Hospicjum Proroka Eliasza, dr Paweł Grabowski z dr Ewą Stankiewicz, lekarzem hospicjum w Makówce.

 

Budynek hospicjum wiejskiego w Makówce – ostatnie prace tuż przed oddaniem do użytku (czerwiec 2022).

 

Zaraz po uroczystym otwarciu (lipiec 2022). – W tej chwili mamy 28 miejsc, z których może skorzystać osoba przewlekle nieuleczalnie chora z jednostkami chorobowymi, które kwalifikują się do opieki w hospicjum – informuje dr Ewa Stankiewicz.

 

Dzisiaj Prezes Fundacji mówi, że nie mógł wymarzyć sobie lepszej lokalizacji. Wprawdzie do dużych ośrodków miejskich daleko, ale bliskość Bielska Podlaskiego, Hajnówki czy Białegostoku sprawia, że nieco łatwiej o pracownika, niż gdyby przyszło się działać w jakiejś głuszy, na odludziu.

 

Potrzeby finansowe też za bardzo snu z powiek nie spędzają. Doktor Grabowski nie ukrywa, że stawki na opiekę paliatywną rosną. Ale pieniądze państwowe to i tak za mało: – Gdybyśmy chcieli działać zgodnie z rozporządzeniem i przyjmować osoby, które kwalifikują się pod opiekę hospicyjną, pewnie byśmy dawali radę. A w domowym hospicjum mamy połowę, jak nie więcej pacjentów, którzy umierają na choroby spoza tabelki.

 

Za nich NFZ już raczej nie zapłaci. I nie tylko. Pomoże jedynie wybitna czułość wszystkich darczyńców. Bo jak podkreśla Justyna Bartoszewicz-Toczko, odpowiedzialna w Fundacji za marketing: – Każdy grosz się liczy. U nas mówi się tak, że jeden osobodzień kosztuje siedemset parę złotych, natomiast NFZ finansuje 2/3 tej kwoty. Resztę musimy dozbierać.

 

Pani Justyna przypomina, że podopieczni hospicjum na nic nie łożą. Wszystko mają za darmo: od leków, przez pampersy i środki higieniczne, po opiekę lekarską pielęgniarską, fizjoterapeutyczną, wsparcie dietetyka i kilka innych udogodnień. W razie potrzeby jest też psycholog i psychiatra.

 

Ale są jeszcze wolontariusze. Przyjeżdżają z różnych miejscowości. Wprawdzie nie każdy się nadaje, bo trzeba mieć to coś. Jakiś może niezakneblowany fragment wrażliwości i odwagi zarazem, a może nawet właśnie ten niegasnący, Eliaszowy ogień. Ci jednak, którzy zostają, dotrzymują pensjonariuszom towarzystwa. Szczególnie tym, których mało kto odwiedza. Zabierają ich na spacery, grają w gry planszowe, rozwiązują krzyżówki, karmią. Można by wyliczać i wyliczać. Bez nich w hospicjum stacjonarnym byłoby chyba bardziej szaro i płasko.

 

Ludzie leżą, patrzą w sufit od rana do wieczora – mówi wolontariuszka, Ewelina Łochnicka z Bociek (powiat bielski), która od lutego regularnie wspiera opiekę nad chorymi w Makówce. – Mój dziesięcioletni syn też ze mną przyjeżdża. Jest zachwycony, że może prowadzić kogoś na wózku, pomóc otworzyć drzwi i tak dalej. Więc to nie tylko nam się przyda. To idzie dalej.

 

A stąd już tylko krok do bliższych więzi. – Przeważnie zaprzyjaźniamy się, często traktujemy się po prostu jak rodzina – przyznaje Joanna Harych, fizjoterapeutka z hospicjum domowego.

 

Pani Joanna pochodzi spod Wrocławia, ale w pewnym momencie życia zamieszkała na Podlasiu, a później rozpoczęła pracę dla Fundacji. Jeżdżąc do pacjentów zauważa, że tu, na wsi podlaskiej, ludzie nie obudowują się jeszcze takimi murami, jak gdzie indziej. A to pomaga. Bo naturalnie tworzone, serdeczne i bliskie relacje bardziej niż cokolwiek potrafią przytępić ostrze cierpienia i samotności.

 

Delegacja z Fundacji Hospicjum Proroka Eliasza podczas II Pikniku Charytatywnego w Narwi. Od lewej: Joanna Harych, fizjoterapeutka w hospicjum domowym; Justyna Bartoszewicz-Toczko z działu marketingu; wolontariuszka Ewelina Łochnicka i wolontariuszka Ela Półkośnik.

 

Panie przygotowały atrakcyjną loterię fantową: – Mamy fanty dla dzieci, mamy kosmetyki, kawy i herbaty są do wygrania, gry, piłki. Wszystko jest. Można też wygrać autorską książkę naszego Pana Doktora – mówi Justyna Bartoszewicz-Toczko.

 

Przyjeżdżać do Makówki uwielbia też Ela Półkośnik, wolontariuszka z Białegostoku. Mówi, że tutaj najlepiej czuje się życie i jego sensy. Zawieszeniu ulega cały ten matriks tytułów, bogactw, statusów, osobistych ambicji i pogoni za mamidłami. Bo na końcu wszelkich ziemskich wędrówek to wszystko i tak okaże się tylko widmowym echem.

 

Co zatem jest ważne? Drugi człowiek, druga dusza, a zwłaszcza ta, zamknięta w ciele słabym, bezsilnym i umierającym. Serce zahartowane w miłości bliźniego. Bycie i prawdziwe współistnienie z innymi, a nie posiadanie, dominacja i szukanie przewagi nad resztą świata.

 

A co jest dla mnie najważniejsze, takie uderzające w porównaniu z innymi placówkami, z którymi miałam kontakt – dzieli się dalej swoimi obserwacjami Pani Ela – to ogromny szacunek do pacjenta. Naprawdę ogromny szacunek. Panie pielęgniarki wiedzą, który pacjent lubi jaką herbatkę, jakie ciasteczko, jakie ma zwyczaje… Może to wypływa z doboru personelu. Wszyscy tu do siebie pasują, szanują tych ludzi. To jest takie budujące.

 

Szacunek to wymowne słowo. Widnieje we flagowym haśle Fundacji. „Z szacunku do życia” – tak dokładnie brzmi jej motto. A tego Życia przez duże „Ż”, jak twierdzą chórem wszystkie nasze Rozmówczynie, ma być w hospicjum o wiele więcej, niż gdziekolwiek. Pozory wszak mylą, tak jak na manowce zwodzi uporczywie panoszące się wyobrażenie o takich miejscach, jako o ciemnych, pełnych demonów lochach z nieodwołalnym wyrokiem, gdzie nawet kwiaty gawędzą o śmierci.

 

Ja twierdzę z całą stanowczością, że to nie jest „wykańczalnia”. To nie jest „umieralnia”! Nie! Naprawdę! Uwierzcie mi! – Sołtys Maria Skokin, również od samego początku wolontariuszka w hospicjum stacjonarnym, nie potrafi ukryć swoich emocji. – Tam jest życie, tam ludzie wracają do życia! To nie jest tak, że jak ktoś tam trafi, to już jest jego ostatnia droga. Ilu to już pacjentów wróciło do swoich domów, wyszło stamtąd na własnych nogach – mało kto by w to uwierzył! A jeżeli nawet już tak się składa, że ktoś tam zakończy swój żywot ziemski, to przynajmniej umiera w godnych warunkach, z modlitwą, z zapaloną świecą, gdzie jest dowieziony kapłan, czy to prawosławny, czy katolicki.

 

Jeśli nawet przyjeżdżają ludzie, którzy są u kresu życia, którzy są przewlekle nieuleczalnie chorzy, to oni nadal żyją. Cieszą się, tęsknią, kochają, mają swoje plany. Nawet jeśli są to plany na najbliższy tydzień czy dzień... To wciąż są plany – dodaje dr Ewa Stankiewicz.

 

Panie nie mają wątpliwości, że w umieraniu też jest życie, też świeci promienne słońce. Może nawet bardziej niż gdziekolwiek. Bo jeśli tylko znajdzie się choćby mały skrawek troski, życzliwości i poczucia, że jeden człowiek obchodzi jeszcze cokolwiek drugiego, to wtedy nerwami, krwią i ciałem dosłownie czuje się najżywotniejsze odcienie każdej chwili, jaka jeszcze została do przeżycia w tym wymiarze.

 

I takie nawet hasło ukuto dla Pikniku:

 

"Z miłości do każdej chwili".

 

Zatem, kto chciał, udał się w ostatnią sobotę czerwca 2024 roku na przystań kajakową w Narwi. I wspomógł, czym tylko mógł. Nie tylko pieniędzmi. Pokazami, prezentacjami, śpiewem, tańcem, samą nawet obecnością.

 

Przyjechali m.in. ratownicy z Sekcji Ratownictwa Specjalistycznego w Białymstoku, funkcjonariusze z Komendy Powiatowej Policji w Hajnówce i żołnierze z 14. batalionu obrony pogranicza I Podlaskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Mówią, że gdy tylko dostali zaproszenie, nie zastanawiali się ani chwili: – To bardzo szczytny cel, a dla nas zaszczyt, że możemy swoim stoiskiem promocyjnym także zdziałać coś na rzecz hospicjum – cieszą się terytorialsi, prezentując wszystkim zainteresowanym swój sprzęt wojskowy.

 

Od samego początku uwagę przykuwają też kimona młodych adeptów wschodnich sztuk walki. Specjalny pokaz karate kyokushin przygotował znany w całym kraju Sport Club Karate Białystok, prowadzony przez Piotra Sawickiego, mistrza świata i wielokrotnego mistrza Europy w tej dyscyplinie.

 

A dwa solidne termosy bigosu i swój Zespół Folklorystyczny "Jarzębina" przywiozły Panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Karakulach (gmina Supraśl).

 

To już nasza trzecia akcja na rzecz hospicjum w Makówce. Pierwszy był festyn charytatywny w roku ubiegłym, we wsi Karakule. W sumie, z całości tej imprezy zebraliśmy wtedy około 18 tys. z kawałkiem. Wszystko przekazaliśmy na hospicjum – opowiada jedna z członkiń Koła i kierowniczka organizacyjna „Jarzębiny”, Alina Ochrymiuk.

 

Później Gospodynie z Karakul zaproszono do udziału w Kole Fortuny: – Nasze Panie wygrały wtedy 31 800 zł. Pieniądze miały pójść na cel charytatywny. I zdecydowałyśmy, że przeznaczymy je właśnie na Hospicjum Proroka Eliasza – dodają Mirosława Wasiluk i Danuta Matowicka. Symboliczny czek do Makówki przywiozły osobiście. – Nie wiadomo, co nasz czeka – mówią z niemałą dozą refleksji. – Trzeba wspomóc taką działalność. Taki ośrodek jest bardzo potrzebny.

 

Podczas II Pikniku Charytatywnego nie brakowało okazji do nabycia cennych umiejętności.

 

Instruowali m.in. sympatyczni ratownicy z Sekcji Ratownictwa Specjalistycznego w Białymstoku.

 

A tu nie mniej angażujące Koło Fortuny w wersji policyjnej.

 

Ola Kardasz (po prawej) zwykle wspiera hospicjum na scenie w szeregach "Chabrów", ale może wstąpi też w szeregi armii.

 

KGW Karakule już po raz trzeci dla Makówki. Tym razem z bigosem i "Jarzębiną".

 

W końcu zaś, nieocenione wsparcie dla sobotniej akcji popłynęło z naszych lokalnych struktur samorządowych i tutejszych organizacji oraz ze strony wszystkich mieszkańców gminy Narew, którzy tego dnia postanowili udać się na przystań. Panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Narwi pojawiły się tu z całą symfonią wyrafinowanych i doskonałych wypieków i innych przysmaków.

 

Jest bardzo dużo jedzenia. Nie tylko naszego. Inne Koła też się dołożyły. Lewkowo, Dubicze Cerkiewne, Narewka… – wymienia Irena Dulko, Przewodnicząca narwiańskiego Koła. I po chwili znów wspominamy razem słynne przedsięwzięcie, kiedy to Gospodynie chwyciły za gwiazdę i kolędując po całej gminie, zebrały 21,5 tys. zł. Wszystko poszło na budowę do Makówki.

 

A potem były pierwsze pikniki: zwłaszcza ten jesienny, przy ulicy Ogrodowej w Narwi (2021), kiedy jeszcze Pronar nie ulokował tam swojego przemysłowego kompleksu. I pierwszy ubiegłoroczny piknik urodzinowy nad rzeką, nie mówiąc już o akcjach zorganizowanych w Hajnówce. – No przecież my i Hospicjum w Makówce powstaliśmy w tym samym czasie! Razem się rozwijaliśmy – stwierdza Pani Irena. A ta świadomość związuje chyba jak mało co.

 

Ale nie tylko Gospodynie dla hospicjum zakasują rękawy. Żaden z dotychczasowych pikników nie odbył się bez kiermaszów i innych inicjatyw organizowanych przez narwiańskich samorządowców: – Przy pierwszym pikniku, który miał miejsce przy stacji Pronar, zebraliśmy jako Radni, ponad 5 tys. W Hajnówce na pikniku zdrowotnym, zebraliśmy ponad 6 tys. A w zeszłym roku, tu nad Narwią, ponad 7 tys. – przypomina Wójt Gminy Narew, Aneta Leonowicz. A ponieważ stół pod czerwonym namiotem uginał się od całej gamy przeróżnych pyszności, można było domniemywać, że kwota kolejnego utargu na pewno poszybuje w górę.

 

Wzrok przykuwał też charakterystyczny, umieszczony u góry szyld z napisem: „Samorząd Gminy Narew”. Bo teraz wszyscy postanowili działać razem: i Rada Gminy, i Pani Wójt, i sołtysi, i radni powiatowi, i pracownicy UG, i szkoła z kwestującymi wszędzie harcerzami, i Narwiański Ośrodek Kultury, i inni wspierający. – Dołączyli do nas strażacy. Wszyscy razem się zjednoczyliśmy i w końcu działamy wspólnie. Każdy pomaga jak może – mówi Przewodnicząca Rady Gminy Narew, Sylwia Sawicka-Andrzejuk.

 

Te i inne wysiłki musiały więc przynieść wymierne owoce. I, jak się okazuje, przyniosły. Podczas II Pikniku Charytatywnego na rzecz wiejskiego hospicjum w Makówce, ze wszystkich kwest, licytacji, kiermaszów i innych inicjatyw, "na czysto", a zatem po odliczeniu wszelkich wydatków poniesionych na organizację, zebrano łącznie 40 589 zł i 60 gr.

 

Blisko 1/4 tej kwoty stanowił wkład Samorządu Gminy Narew wraz z OSP Narew  udało się zebrać dokładnie 9140 zł i 24 gr. Gospodynie zaś swoją (i innych "obsługiwanych" przez siebie Kół) zdobycz "wyceniły" na około 4 tys. zł. Czyli powiedzmy, że same narwiańskie przyczółki do całej puli dorzuciły 13 tys. zł z kawałkiem.

 

Biorąc pod uwagę całość zebranej sumy, to o ponad 6 tys. więcej, niż w roku ubiegłym, kiedy do Eliasza trafiło 34 180 zł. Organizatorzy nie kryją zadowolenia. Bo jak mówi Anita Oksentowicz z działu marketingu Fundacji: – Przebiliśmy kwotę z zeszłego roku. Ludzi nie było aż tak dużo, jak się spodziewaliśmy. Niestety, parę imprez w tym czasie na siebie zaszło i gdzieś tam się rozłożyła ta nasza widownia. Ale i tak myślę, że to satysfakcjonujący wynik. Cieszymy się niezmiernie!

 

Panie z KGW w Narwi zawsze zwarte i gotowe. W piknikach na rzecz Hospicjum w Makówce uczestniczą od samego początku.

 

Od lewej: śląskie wsparcie, czyli Danuta Kurianowicz, w środku: Alla Siotkowska i Przewodnicząca KGW w Narwi, Irena Dulko: Poszło nam prawie wszystko. Zostały takie drobne rzeczy.

 

Przy wystawnym stoisku zorganizowanym przez samorządowców, nie bez przyczyn godzinami kręcili się amatorzy domowego jedzenia.

 

Mamy swojski smalczyk, swojski chlebek, swojskie ogóreczki malosolne... wylicza Przewodnicząca Rady Gminy Narew, Sylwia Sawicka-Andrzejuk. Wszystko jest przygotowane przez nas, przez mieszkańców Narwi i okolic.

 

 Od lewej: Wójt Gminy Narew, Aneta Leonowicz i Przewodnicząca Rady Gminy, Sylwia Sawicka-Andrzejuk.

 

Druhowie z Ochotniczej Straży Pożarnej w Narwi szeroko wsparli akcję, m.in. demonstracją jednego ze swoich wozów strażackich.

 

Harcerze z 35 Drużyny Harcerskiej "Iskry" z Narwi zgodnie twierdzą, że pomaganie to coś, co ich uszczęśliwia. Dobry, miły i bezinteresowny uczynek, jak nic uspokaja serce i głowę. I sprawia, że chce się żyć.

 

Harcerze starają się regularnie odwiedzać Hospicjum w Makówce. Kolędują, przywożą słodkości, pomagają uprzątnąć teren.

 

A dzisiaj, na Pikniku, kwestują niestrudzenie.

 

I jeszcze parę zdjęć ze sceny, na której tego dnia działo się bardzo wiele.

 

Ala Kamieńska i Mirosław Turowski. Jak przed rokiem, w roli prowadzących i wykonawców.

 

Chór „Harmoń” z Łosinki.

 

Dawno niewidziana u nas w pełnym składzie "Reczańka" z Koźlik (gm. Zabłudów).

 

Świetłana Malesa z Hajnówki.

 

"Rodny Kut" z Narwi.

 

 

"Kałaski" z Białegostoku.

 

„Łuna” z Parcewa.

 

Zespół "Jarzębina" działający przy KGW w Karakulach.

 

Siostry Ostapczuk z Grabówki.


Od lewej: Dorota Kulesza z Alą Kamieńską podczas jednej z licytacji.

 

I z Mirosławem Turowskim.

 

Szczęśliwy zwycięzca jednej z aukcji.

 

Chór „Chabry" z Narwi.

 

„Chabry” feat. „Reczańka”.

 

Zespół „Lailand” z Białegostoku.

 

Białoruski Zespół „Rosy” z Ryboł.

 

Zespół „Lider”.

 

Aleksander Pietruczuk z Hajnówki.

 

W spontanicznym duecie z Alą Kamieńską.

 

A na ten występ czekali chyba wszyscy: Don Vasyl z Ciechocinka i jego rodzina.

 

 

 

 

 

 


Zabawa z zespołem "Debiut"...

 

... już w mroku gwiaździstego nieba.

 

Na koniec oddajmy jeszcze na chwilę głos Doktorowi Pawłowi Grabowskiemu: – Wydaje się, że robimy rzecz tak ważną, tak istotną, w tych realiach demograficznych, w tych realiach społecznych, które tutaj są... Trzeba być ślepym albo głuchym, albo totalnie już niemądrym, żeby temu nie sprzyjać.

 

Trudno się nie zgodzić. Nie tylko dlatego, że to jedyna placówka, która w tak spektakularny sposób rzuciła wyzwanie hiobowej doli mieszkańców małych wsi, dotkniętych nieuleczalnymi, przewlekłymi chorobami i zmagających się z szeregiem innych trudności. Jest o wiele więcej powodów, jak chociażby ten, że obecność takiego miejsca, a szczególnie Ośrodka Hospicyjno-Opiekuńczo-Edukacyjnego w Makówce (w którego skład hospicjum wchodzi), to niepowtarzalna szansa na wzrost poziomu edukacji zdrowotnej i społecznej wśród naszych mieszkańców oraz jak to się fachowo zowie wzmacnianie społeczności lokalnych.

 

Świat zmienia się bowiem w zawrotnym tempie. Przybywa i prawdopodobnie będzie przybywać osób dotkniętych przewlekłymi chorobami onkologicznymi i innymi, kwalifikującymi się pod opiekę paliatywno-hospicyjną. Liczba seniorów też wzrasta niepomiernie.

 

Tymczasem działalność Ośrodka w Makówce nie pozostawia nas bez oręża. Niemal na wyciągnięcie ręki mamy dostęp do rozległej wiedzy i kilkunastoletniego, unikatowego doświadczenia lekarzy i całego personelu Hospicjum. A jako społeczność, która wie, w jaki sposób organizować skuteczne sieci i zasoby wsparcia, możemy być bardziej odporni i dużo lepiej radzić sobie ze wszystkimi tymi niekorzystnymi trendami, w dodatku z uwzględnieniem naszych lokalnych warunków, oczekiwań i potrzeb.

 

Również z tego tytułu jest Hospicjum i cały Ośrodek naszą wspólną i szczególną troską. A po ostatnim Pikniku nad rzeką jeszcze lepiej widać, że to głębokie poczucie wpisało się już w sposób niezatarty, w wewnętrzne tętno życia gminy Narew i okolic. Nikt nie ma wątpliwości, i nie tylko tutaj, że warto i trzeba pomagać dalej.