NEWSROOM

ZAPRASZAMY DO KONTAKTU

 

Jesteśmy otwarci na wszelkie sugestie, pomysły i współpracę. Jeśli coś ciekawego dzieje się w okolicy, o czym warto wiedzieć, napisz do nas:

Niezależny portal poświęcony życiu społeczno-kulturalnemu w gminie Narew © 2024

polityka plików cookies

kontakt@widoknanarew.pl

Thank you for being here

Danke, dass Sie hier sind

Дякую за те, що ви тут

Dziękujemy, że tu jesteś

Narew w stylu retro

29 maja 2024

Ostatnia niedziela maja upłynęła pod znakiem licznych powrotów do przeszłości. W samym sercu Narwi już po raz trzeci zawisły rzędy starych fotografii, a część rynku zalała rzeka pamiętających dawne czasy, drobiazgowo odrestaurowanych aut i motocykli. Zorganizowana przez Narwiański Ośrodek Kultury wystawa zdjęć „Narew dawniej i dziś” oraz towarzysząca jej ekspozycja najlepszych osiągnięć motoryzacji sprzed dekad, przyciągnęła rzesze mieszkańców i przyjezdnych. Jakby tego było mało, pod wieczór całym rynkiem zatrzęsła wciąż bezczelnie porywająca muzyka przesławnej Czeremszyny.

 

Tak właśnie, dynamicznie i kolorowo, budziła się Narew z głębi zimowych nocy, po miesiącach pełnych długich okresów przedświątecznej ascezy i poświątecznej odsapki, po obchodach narodowych, wyborach i innych selekcjach i elekcjach...

 

Pobudka wypadła akurat w Dzień Matki, zamieniając naszą miejscowość w prawdziwy matecznik. Bo tegoroczny sezon plenerowy Narwiański Ośrodek Kultury postanowił zainaugurować kolejną odsłoną swojego własnego, oryginalnego i wciąż zdaje się pojemnego formatu, który zdołał już zapuścić mocne korzenie w glebie lokalnej kultury.

 

Przypomnijmy, że...

 

"Narew dawniej i dziś"

 

...to dość intrygujące przedsięwzięcie zrodzone z potrzeby wspólnej rekonstrukcji przeszłości w oparciu o zachowane w prywatnych zbiorach mieszkańców dawne zdjęcia z naszej miejscowości. Najpierw staraniem NOK w mediach społecznościowych powstał profil, gdzie od kilku dobrych lat regularnie publikowane są stare fotografie. Każdy, kto takie posiada, może je tu udostępnić, a nawet aktywnie zaangażować się w zbożne dzieło odtwarzania naszej lokalnej historii.

 

Ponieważ kolekcja zdjęć rosła w szybkim tempie, pomysł ten przynajmniej po części dalej motywował Dyrektor Narwiańskiego Ośrodka Kultury, Agatę Smoktunowicz, aby stworzyć dlań jeszcze jakąś obiecującą przestrzeń.

 

Ludzie poszukują swojej przeszłości, znajdują zdjęcia, chcą poznać ich historię – zauważa Pani Dyrektor. – A najbardziej cieszy mnie to, że przychodzą młodzi ludzie i tak jakby wkręcają się w tę historię. Szukają swoich dziadków, przynoszą zdjęcia, a nawet jakieś stare radia, telewizory, szafki pod telewizor. I to jest wspaniałe, że młode pokolenie też się w to angażuje, a nie tylko starsze osoby.

 

Już pierwsza edycja wystawy przygotowanej w parku przed dwoma laty pokazała, jak ogromnym zainteresowaniem cieszą się stare zdjęcia i uchwycona na nich przeszłość. I tym razem też, rozwieszone z nieumykającą uwadze starannością rzędy wielkoformatowych fotografii, nasyconych emanacjami wielu żyć i wydarzeń, wzbogacone w dodatku dość precyzyjnymi odwzorowaniami starych map oraz serią urokliwych szkiców, przyciągnęły nie tylko Narwian w różnym wieku, ale i gości z innych miejscowości, zainteresowanych pielęgnowaniem pamięci o swoich narwiańskich korzeniach.

 

 

 

 

Obok tej kolekcji nie dało się przejść obojętnie. Prawdopodobnie dla każdego uczestnika choć trochę związanego z Narwią, miała ona jakieś mniej bądź bardziej głębokie znaczenie osobiste. Kilkoro swoich przodków rozpoznała m.in. Irena Żakiewicz, Narwianka z dziada pradziada, która po alejkach wędrowała w towarzystwie męża i córki: – Teściów już znalazłam, brata znalazłam! – wylicza z entuzjazmem. – Znam tutaj sporo ludzi. Dużo znajomych osób!

 

Uwagę Agnieszki Łęczyckiej przykuł zaś jeden szczególny wizerunek. – Na tym zdjęciu jest mój dziadek, Jan Łęczycki, który był pierwszym wójtem Narwi w wyzwolonej Polsce. Pełnił tę funkcję dwie kadencje – opowiada Pani Agnieszka, zatrzymawszy się na dłużej przy, zdaje się, przedwojennej fotografii ukazującej grupę mężczyzn w kwiecie wieku.

 

Nieodparty urok starych zdjęć ożywił również wspomnienia Krystyny Wojciechowskiej, emerytowanej nauczycielki z narwiańskiej szkoły, która rozpoznała na nich wielu swoich wychowanków. – Pamiętam imiona i nazwiska. Bardzo to przeżywam, bo to moje młode lata i moja praca, także chętnie oglądam i cieszę się, że takie wystawy są co roku robione. Nawet młodym ludziom są potrzebne, nie tylko starszym.

 

 

 

 

 

Dla Pani Ireny Żakiewicz (na pierwszym planie) wystawa stała się okazją do wielu wspomnień, m.in. o mamie urodzonej w 1918 roku w rosyjskiej Samarze oraz o jednym z jej przodków, Aleksandrze Bentkowskim, który w czasach rewolucji bolszewickiej przemierzył na piechotę niemal całą Rosję i przez Alaskę dotarł do Ameryki. Impulsem do tej heroicznej podróży miał być dewastujący widok skazańców kopiących kanał Wołga-Don.

 

To właśnie ta fotografia z dziadkiem, Janem Łęczyckim, pierwszym wójtem Narwi po odzyskaniu niepodległości (środkowy rząd, w samym środku), w Pani Agnieszce Łęczyckiej wzbudziła być może największy sentyment.

 

Przodkowie Agaty Smoktunowicz w zdecydowanej większości – tak jak widniejąca na starej fotografii babcia Olga – pochodzili z Narwi i okolic.

 

A Panią Helenę Alimowską odwiedziła wnuczka Ola, która najwyraźniej też postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej o swoich narwiańskich korzeniach.

 

Nie mniejszym zainteresowaniem cieszyły się stare mapy z dawnych czasów, kiedy Narew była miastem królewskim. Nad jedną z nich na dłużej zatrzymała się Katarzyna Iwaniuk, która przyjechała prosto z Pasynek w powiecie bielskim. Mama Pani Katarzyny pochodziła z Narwi.

 

Kołyś babcia wse howoryła, że to Popiele, Młynowa i Piaski – wspomina, przyglądając się plątaninie dawnych ulic i wtrącając przy tym kilka obfitych fraz znanej u nas gwary. – A tu baczymo – Piaski i Zabłocka, jakby dwie oddzielne hulici. A tu Młynowa, de młyn stojał jeszcze za mojej pameti, nazywała się „Szydłowska”. Na pewno jakijeś szydła tam byli... Dzisiaj w naszej gminie wciąż zamieszkuje przynajmniej kilkoro jej krewnych, a w pielęgnowaniu rodzinnej pamięci i kultury Katarzyna Iwaniuk dostrzega jeden z ważnych życiowych projektów: – Do Narwy zawsze wertajusia jak do sebe. Narew jest w sercu. W korzeniach przede wszystkim – dodaje na koniec.

 

 

Ziemię swoich przodków Pani Katarzyna odwiedziła w towarzystwie bratanicy Mai (po prawej) oraz bratanka Michała, który na wystawie obok dumnie prezentował swoją zabytkową Ładę.

 

To jest taka zapisana w zdjęciach historia naszych rodzin, naszej okolicy – mówi Olga Hewa, emerytowana nauczycielka historii. Może to jest też taka tęsknota za przeszłością. Ludzie wspominają dawne czasy, porównują to, co jest teraz i być może doceniają to, co było.

 

Bo świat zmienia się tak szybko, że prawdopodobnie nie potrafimy już odnaleźć w nim jakiejś okrzepłej cząstki siebie. Coraz trudniej o ład i spójny sens w życiu. Rzeczywistość dzisiejszego, absurdalnego nierzadko pędu za podszywającą się pod pozór życia złudną fatamorganą, gubi – zdaniem Pani Olgi – spokój ducha zawarty w poczuciu bycia częścią prawdziwej wspólnoty, której kiedyś było chyba dużo więcej.

 

Ale nawet jeśli to wzdychanie do przeszłości to tylko – parafrazując Marksa – świątobliwe dreszcze pobożnego marzycielstwa albo wznoszenie, co gorsza, jakiejś karkołomnej twierdzy z iluzji, które mają choć na chwilę uśmierzyć nasze pierwotne lęki przed poczuciem własnej znikomości i nietrwałości, nie zmienia to faktu, że przeszłości można kiedykolwiek świadomie pozwolić, aby zwiędła w opuszczeniu. Ludzie, którzy nigdy nie oglądają się na przodków, nie będą przecież myśleć o potomnych. Tymczasem po tegorocznej i poprzednich wystawach pewnym jest, że Narew nie ma zamiaru stać się słojem starej deski, który da z siebie zetrzeć jakiekolwiek wspomnienia. Wręcz przeciwnie.

 

Agata Smoktunowicz ujawnia, że na mediach społecznościowych i wystawie na pewno się nie skończy, ponieważ Narwiański Ośrodek Kultury ma zamiar wydać niebawem album zawierający kolekcję tych fotografii, wzbogaconych o narracje poświęcone ich bohaterom, obiektom czy miejscom. To wspaniały pomysł i z pewnością możemy oczekiwać wyjątkowego wydawnictwa, zwłaszcza że mieszkańcy Narwi wciąż mają tak wiele do pokazania i opowiedzenia. Ale zanim taka epicka publikacja powstanie, przed naszymi animatorami kultury jeszcze wiele wytężonej pracy.

 

Zebraliśmy już około trzech tysięcy zdjęć, ale nie są one odpowiednio skatalogowane i ponumerowane. Dzisiaj mamy okazję, żeby nad tym popracować – mówi Pani Dyrektor. – Prosimy ludzi o to, że jeśli ktoś rozpoznaje swoich przodków czy inne osoby ze zdjęć, niech podpisze zdjęcie z tyłu. Będzie nam dużo prościej to opracować. Na tych fotografiach często jest po dziesięć osób, a ludzie rozpoznają jedną. A dzisiaj jest okazja, żeby to uzupełnić. Mam nadzieję, że to pomoże nam w katalogowaniu zdjęć i wydamy w końcu ten album...

 

Co więcej, w ideę pamięci uwiecznionej na fotografiach doskonale wkomponował się jeszcze jeden dość spektakularny projekt. W tym roku bowiem, już po raz drugi ekspozycji fotograficznej towarzyszyła...

 

wystawa starych aut i motocykli

 

...i okazała się strzałem w najgłębsze gusta i pragnienia nie tylko męskiej części audytorium. Dzięki wysiłkom zaangażowanej grupy miłośników i pasjonatów motoryzacji, sznur wypolerowanych, unikatowych już dzisiaj pojazdów, dumnie zdobił nasz rynkowy plac i fragment parku.

 

Swego zadowolenia nie kryła Irena Sadowska, która od pięćdziesięciu lat mieszka naprzeciw starej remizy: – Jakie piękne samochody! Takie stare... Pod 80-tkę mi idzie, to pamiętam, jak jeździły po ulicach. A teraz choć raz wyjdę do bramy, to tylu ludzi zobaczę! Pani Irena rzadko ma okazję podziwiać przed domem takie widoki. Rynek się wyludnia, mówi, park coraz bardziej pusty...

 

Ale w tym roku, podkreślmy, ta wielkogabarytowa prezentacja prawdopodobnie jeszcze bardziej się rozrosła. – Dużo więcej ludzi przyjechało, dużo więcej jest pojazdów fajnych, zabytkowych – ocenia Dariusz Grygoruk z pobliskich Tyniewicz Dużych, który miał okazję uczestniczyć w poprzedniej edycji. – Na pewno chciałbym mieć takiego starego klasyka – dodaje po chwili. – Bo to jednak cieszy oko... Żeby posiedzieć przy nim, podłubać. Poznaje się wtedy ludzi, nawiązuje kontakty z ludźmi, którzy też mają starsze samochody. Te stare auta to jak jedna wielka rodzina.

 

Tak więc, narwiański rynek zamienił się w prawdziwy, ekstatyczny niemal zlot hobbystów, entuzjastów i samochodowo-motocyklowych zapaleńców. Ale pojazdom mógł przyjrzeć się każdy, od przedszkola po klub seniora, a nawet osobiście wypróbować ich wcale nie gorsze od współczesnych, funkcjonalne możliwości. I poczuć, że to jeszcze może nawet nie minęło, "ten klimat, ten luz"...

 

Organizatorzy nie poprzestali na samej tylko ekspozycji. Przygotowano m.in. konkursy wiedzy o dawnej motoryzacji oraz mały plebiscyt na najładniejsze i najstarsze auta i motocykle, które tego dnia prezentowały się na retro-wystawie. Władysław Sosnowski wytypował dwa modele: – Te Wołgi są piękne. Według mnie to najpiękniejsze samochody: Wołga czarna i czerwona. Wszystkie obejrzałem i ładniejszych tutaj nie ma.

 

Fani motoryzacji z Narwi Władysław Sosnowski (w środku) i Piotr Kurianowicz.

 

 

 

 

 

Posiadanie takiego jednośladu z koszem było niegdyś wielkim marzeniem Pana Mikołaja Onikijuka z Łosinki.

 

 

 

A ta czerwona krasawica produkcji radzieckiej to właśnie jeden z dwóch typów Pana Władysława Sosnowskiego.

 

Dodajmy jeszcze, że nie tylko było na czym oko zawiesić, ale i co przekąsić. Doskonałe wypieki i słodkie niespodzianki na Dzień Matki przygotowały Panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Narwi. Gospodynie zawsze kipią masakryczną energią, a teraz mogły wreszcie zainaugurować swój długo wyczekiwany sezon kiermaszowy. Na stoisku obok pracownicy NOK też zaserwowali wiele przygotowanych przez siebie pyszności. Bezmiaru tego dopełniały jeszcze propozycje dla najmłodszych, a każdy, kto tylko sobie życzył, miał niecodzienną okazję, aby przejechać się zabytkowym żukiem strażackim i wypróbować dawny sprzęt pożarniczy.

 

Dwójka konfenansjerów: Agata Smoktunowicz i Daniel Goralewski.

 

Kosmiczny poziom konkursów z wiedzy o dawnej motoryzacji nie odstraszył licznych śmiałków.

 

Dla Gospodyń tymczasem rozpoczął się całkiem gorączkowy okres. Nasze festyny zaczynamy od Narwi oczywiście! Dzisiaj tu, za tydzień w Socach. To będzie długi program zapowiada Pani Alla Siotkowska.

 

Z utęsknieniem czekaliśmy na te wakacje dodaje Pani Alicja Szyszkiewicz. Jesteśmy między ludźmi, a nasze dziewczyny jeszcze bardziej motywują się i przygotowują te produkty.

 

 

 

 

 

– Ja takimi żukami jeździłem na pożar. Jak cerkiew paliła się, to tylko żuka mieliśmy – wspomina Pan Piotr Kurianowicz.

 

Przed wspomnieniami wywołanymi widokiem starych pojazdów nie umknęła też Pani Krystyna Wojciechowska. Gdy w 1973 roku zaczynała pracę w szkole, takim oto wehikułem ulice Narwi przemierzał ks. Eugeniusz Rogowski, ówczesny proboszcz parafii rzymskokatolickiej.

 

Ale organizatorzy na tym zakończyć nie zamierzali. Jeszcze w godzinach rannych przed starą remizą rozstawiono scenę, na której późnym popołudniem miała pojawić się ekipa dobrze znanych i cenionych wykonawców muzyki folkowej.

 

Czeremszyna

 

...to jeden z tych nielicznych zespołów, którego renoma błyszczy najjaśniej w samej tylko nazwie. Więcej dodawać nie trzeba. Ale my dodamy, bo Czeremszyna od dziesiątków lat, jak wszędzie w Polsce i na świecie, tak i u nas ma wierne grono swoich fanów. A tego dnia domowe pielesze porzucili dla niej nawet najbardziej zatwardziali domatorzy.

 

Przypomnijmy, że grupa założona w pobliskiej Czeremsze w naszym hajnowskim powiecie, to jeden z liderów ruchu folkowego w muzyce i szerszej kulturze, który przed wieloma laty wraz z kilkoma innymi formacjami zainicjował wielki kulturowy projekt torowania wiejskim pieśniom ludowym drogi – jeśli nie na ścisłe salony głównego nurtu, to przynajmniej do szerokich miejsc i kontekstów, gdzie ten typ muzyki stał się pełnoprawną, powszechnie uznawaną i pożądaną treścią kultury.

 

Dzisiaj, po ponad trzech dekadach obecności na scenie, zespół – o którym można powiedzieć, że na Podlasiu osiągnął już status legendy – ma na koncie wiele albumów z własnymi aranżacjami folkowej, etnicznej i ludowej muzyki ukraińskiej, chociaż nie odżegnuje się też od wykonywania ludowych utworów białoruskich, czy tych śpiewanych w języku polskim. Pomijając już tysiące koncertów, jakie przez ten czas wybrzmiały na scenach w całej Polsce i w wielu innych krajach, Czeremszyna to też bez wątpienia dużo szersze zjawisko kulturowe, które dało początek całej sieci przeróżnych inicjatyw, dynamizujących niemal wszystko, co dzieje się w świecie folku. Przynajmniej na naszym wschodnim pograniczu.

 

Od około 2006 roku zespół gra w stabilnym składzie, sięgając po dość rozbudowane instrumentarium. Składa się na nie m.in. akordeon, skrzypce, basbałałajka, cymbały oraz cały wachlarz instrumentów perkusyjnych, gitar, mandolin i sopiłek.

 

Ale pomimo tak długiego stażu i daleko posuniętego stopnia muzycznej profesjonalizacji, którą czasami osiąga się kosztem utraty świeżości, spontaniczności, radosnej ciekawości czy autentycznej więzi z publicznością, w Czeremszynie wciąż nie widać, ani nie czuć żadnego przytłoczenia, ani znudzenia, ani marazmu, ani skostnienia. Wciąż ta sama wibracja, wciąż ta sama od lat energia, to samo naturalne zaangażowanie, wypełniające na wskroś ekspresyjne, przepojone intensywnością aranżacje i melodyjne głębie wspólnego śpiewania nasyconego tak często jakąś wysublimowaną, soczystą rześkością, że doprawdy nie ma wyjścia – tańczyć i śpiewać chce każdy.

 

Niezależnie od tego, gdzie gramy, czy gramy za granicą, czy w Polsce, czy w wielkim mieście na dużym festiwalu, czy w małej miejscowości, czy w małym klubie dla dziesięciu osób, to zawsze jest to dla nas wydarzenie. Każde takie granie jest czymś wyjątkowym i wciąż – ta radość bycia na scenie z ludźmi sprawia nam niesamowitą przyjemność – mówi Barbara Kuzub-Samosiuk, założycielka i liderka zespołu, bez której żaden występ chyba raczej odbyć się nie może.
 

Pani Barbara, która na co dzień kieruje Gminnym Ośrodkiem Kultury w Czeremsze, doskonale pamięta wszystkie koncerty, jakie Czeremszyna do tej pory zagrała w Narwi. A najwięcej niezapomnianych wrażeń przyniósł ten, który odbył się na przyczepie podczas Kupały nad rzeką, gdzieś pewnie przed ćwierćwieczem, w okolicach przełomu tysiącleci, kiedy na tej samej scenie grali Kryvi w kultowym jeszcze składzie, m.in. ze Żmicierem Wajciuszkiewiczem. W Narwi mieszka też nasz były gitarzysta, Marcin Kondraciuk. Był w pierwszym składzie – dodaje założycielka Czeremszyny.

 

Tego wieczoru zespół przypomniał swoje największe szlagiery, zarówno te wcześniejsze (m.in. Czornyoczka, Oj czorna ja se czorna, Czerez pole szyrokoje, białoruskie Na wulicy mokra, polską hitową Lipkę), jak i te późniejsze (m.in. Kałyna małyna i jeden z ostatnich utworów pt. Smert’, przygotowany w ramach zbiorowego wydawnictwa muzycznego znanej grupy The Ukrainians). Tak oto Czeremszyna zafundowała nam ponad dwugodzinny, energetyzujący powrót do dawnych i wciąż żywych pieśni, bezapelacyjnie wpisując się w klimat, jaki chyba zdawał się nieustannie tego dnia przypominać, że to, co otrzymujemy od przodków, winniśmy dowieźć tym, którzy będą po nas.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

* * *

 

I to tyle na razie, bo co by tu jeszcze dodać, kiedy najlepiej byłoby samemu być, smakować, chłonąć i czuć, widząc na własne oczy, jak bardzo naszej Narwi ten styl retro pasuje. Mówiąc krótko, format wypracowany przez Narwiański Ośrodek Kultury i wzbogacony w tym roku o kolejne propozycje to coś, co nie przekona jedynie głupców i malkontentów...

 

Organizatorom oraz wszystkim osobom zaangażowanym w przygotowanie tego pełnego wartościowych znaczeń i wspaniałej atmosfery przedsięwzięcia, gratulujemy i dziękujemy.