NEWSROOM

ZAPRASZAMY DO KONTAKTU

 

Jesteśmy otwarci na wszelkie sugestie, pomysły i współpracę. Jeśli coś ciekawego dzieje się w okolicy, o czym warto wiedzieć, napisz do nas:

Niezależny portal poświęcony życiu społeczno-kulturalnemu w gminie Narew © 2024

polityka plików cookies

kontakt@widoknanarew.pl

Thank you for being here

Danke, dass Sie hier sind

Дякую за те, що ви тут

Dziękujemy, że tu jesteś

Na początku zawsze jest słowo

02 października 2023

Tak uważa Ewa Alimowska, poetka, twórczyni wielu innych tekstów literackich oraz nauczycielka m.in. języka polskiego. Obrazy zawsze uzupełniają słowa, są wobec nich wtórne i raczej nigdy odwrotnie. A jeśli tak, to powinniśmy szukać jak najwięcej potęgi słów w książkach i w codziennym obcowaniu ze słowem pisanym, aby do tego pierwotnego podglebia co rusz docierać, pielęgnować je i rozwijać. I trudno się z tym nie zgodzić, bo gdy czytelnictwo książek spada, zaczyna nam coraz dotkliwiej czegoś bardzo cennego, przynajmniej jako ogółowi, brakować...

 

Niektórzy mówią wprost, że bez książek zwyczajnie głupiejemy. Odważna to teza, ale są ponoć na to solidne naukowe dowody. Obserwacja o spadającym z pokolenia na pokolenie ilorazie inteligencji to nie czcze gadanie, ale niepokojący obraz kondycji człowieka współczesnego. A odpowiedzialny za to, przynajmniej po części, ma być też postępujący z roku na rok kryzys czytelnictwa.

 

Według szacunków Krajowego Instytutu Mediów, w okresie 2021-2022 56% Polaków nie przeczytało ani jednej książki. Badania przeprowadzone przez inne instytucje pokazują, że to nawet całkiem optymistyczny rezultat. Tymczasem jeszcze piętnaście lat temu wskaźniki czytających przynajmniej jedną książkę rocznie były niemal o 20% wyższe.

 

Powodów można wymienić mnóstwo, ale najwięcej obrywa się telewizji i nowoczesnym technologiom informacyjnym, kuszącym błyskawiczną, wygodną i niewymagającą wysiłku rozrywką. Również zmiany w systemie edukacji, słabe wzory czytelnictwa w rodzinach i brak książek w domach często obarcza się winą za to, że czytanie staje się coraz rzadsze. Ale to być może właśnie ekspansja kultury obrazu, wypierającej słowo pisane czy drukowane, zdaje się stanowić fundamentalny kontekst dla tych niefortunnych tendencji. Bo póki obecna cywilizacja, a wraz z nią nasz rozwój osobisty, społeczny i jakikolwiek opierają się na słowie, to trendy te raczej nikogo myślącego logicznie cieszyć nie powinny.

 

Tymczasem...

 

...w naszej Gminnej Bibliotece Publicznej strasznego kryzysu czytelniczego nie widać.

 

Codziennie parę osób buszuje pomiędzy półkami, a niekiedy, chociaż nie jest to częsta sytuacja, po książki przychodzi nawet kilkunastu czytelników w ciągu dnia. Raz po raz przewijają się tu wiejskie gospodynie z narwiańskiego Koła i bywa, że któraś z nich skusi się na lekturę lub prasę. Może nie jest tak, jak przed erą cyfrowych nomadów zatopionych w wirtualnych obrazach, ale powodów, żeby bić na alarm też specjalnych nie ma.

 

Gminna Biblioteka Publiczna w Narwi dysponuje sporą ilością przestrzeni i możliwości. Działają jeszcze dwie filie – w Łosince i Trześciance.

 

Jest mnóstwo ludzi, którzy lubią po prostu mieć książkę fizycznie w ręku – przekonuje wieloletnia dyrektor GBP, Anna Andrzejuk-SawickaMówią, że książka pachnie. To są kartki, to jest coś innego, niż przeczytać sobie z Internetu, czy posłuchać. To jest całkiem coś innego. Mamy stałych czytelników, których inne metody czytania po prostu nie przekonają. To tradycjonaliści, którzy muszą mieć książkę. I koniec kropka!

 

Gatunek romantyków żyjących opowieścią o świętości i wyjątkowości ksiąg jeszcze u nas, jak widać, nie wymarł. (A może nawet ma się dobrze). Jednak Pani Dyrektor, która w bibliotekarstwie pracuje już od 35-ciu lat przyznaje, że na przestrzeni ostatnich paru dziesięcioleci da się zauważyć pewien wyraźny spadek czytelnictwa, chociaż jego siła rażenia nie jest aż tak wymowna.

 

Przez ten czas sporo się przecież zmieniło. Kiedyś wiejskie biblioteki publiczne przodowały w pochodzie oświaty, promieniując na życie kulturalne miejscowości i jej okolic. To tu właśnie uchylano wielkie okno na świat i oferowano mieszkańcom wsi czasami jedyny dostęp do niematerialnego dorobku ludzkości.

 

Era cyfrowa otworzyła zupełnie nowy etap. Nawet najmniejsze biblioteki musiały pójść z duchem czasu i stać się multimedialne. U nas też tak było. Tylko że to nie tyle punkty informacji i elektroniczne systemy biblioteczne w pierwszej kolejności wabiły użytkowników, co raczej nowoczesna pracownia komputerowa z dostępem do Internetu, która momentami pękała w szwach. Dzisiaj to już przeszłość, bo komputery, smartfony i inne gadżety z dostępem do sieci są wszędzie tak powszechne, że z bibliotecznej pracowni zrobił się raczej tylko odludny kątek.

 

Ale być może dzięki temu mamy teraz...

 

...więcej przestrzeni na świadome promowanie czytelnictwa.

 

A na to nasza Biblioteka od lat sił i zasobów nie szczędzi, tym bardziej, że dysponuje imponującym, jak na gminne placówki wiejskie, księgozbiorem, liczącym ponad 20 tys. woluminów. To jeden z najlepszych wyników w powiecie hajnowskim. Żal więc, żeby takie bogactwo gnuśniało na półkach, nie zetknąwszy się nigdy z jakimś molem-pożeraczem.

 

Jednak zawsze znajdą się bibliofile nieustannie zgłaszający swoje potrzeby czytelnicze. Biblioteka bez przerwy więc coś z ministerialnego dofinansowania kupuje. Zresztą nie tylko książki. Regały też trzeba wymieniać na wyższe i ze zmniejszonym rozstawem półek, aby książek zmieściło się więcej. A żeby poszerzyć społeczny zasięg czytelnictwa, wydłużono nawet godziny pracy. Co prawda filie w Łosince i Trześciance otwarte są krócej i tylko w niektóre dni tygodnia, ale Narew działa pełną parą od rana do wieczora przez bite sześć dni.

 

Jak podaje dyrektor GBP, Anna Andrzejuk-Sawicka, obecnie karty biblioteczne posiada w Narwi 176 dorosłych użytkowników i 99 dzieci. Dwie filie gromadzą łącznie około 80 czytelników.

 

Czy tyle wystarczy? Raczej nie. Nawet Dyskusyjne Kluby Książki to za mało, żeby skutecznie promować czytanie. Biblioteki muszą dzisiaj odważnie wkraczać na poletka tradycyjnie uprawiane przez gminne ośrodki kultury, a nawet przeistaczać się w miejsca regularnej aktywności kulturalnej. W narwiańskiej GBP takie programy tworzy się głównie z myślą o najmłodszych. Organizujemy różne formy przyciągania czytelników: warsztaty, także kulinarne, zajęcia plastyczne, spotkania z dziećmi – wymienia Pani Dyrektor – Na wakacjach akurat mieliśmy cały cykl zajęć. I wszystko robimy w nawiązaniu do literatury, żeby chociaż troszeczkę jakiegoś tam czytania u dzieci zaszczepić. Wykorzystujemy literaturę popularnonaukową, literaturę piękną. Staramy się tanim kosztem zrobić coś fajnego, żeby dzieciaki były zadowolone. (...) Powiem szczerze, że te zajęcia cieszyły się zainteresowaniem dzieci i to jest nasz wielki sukces.

 

Trudno wyobrazić sobie gminę bez biblioteki publicznej. Chociaż dzisiaj rola bibliotek jest dużo szersza, pamiętajmy o ich podstawowej funkcji zaspokajania potrzeb czytelniczych i informacyjnych.

 

To na pewno dobry i potrzebny kierunek. Wydaje się bowiem, że młodsze pokolenia są „czytelniczo” dużo bardziej problematyczne niż te, pamiętające normalność bez Internetu. Bo książka działa inaczej niż szybka gratyfikacja płynąca z wirtualnych obrazów, którą ma się natychmiast po kliknięciu w ekran. Ta ostatnia jest jak odurzający zastrzyk, a przynajmniej cudowna tabletka, która od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, rozproszy nudę i pustkę. Choćby na parę chwil. I tak w kółko, w nieustającej karuzeli przeróżnych bodźców. Książka tymczasem wymaga skupienia, wysiłku, układania cegiełki po cegiełce, błądzenia w labiryntach wyobraźni, w końcu zaś znalezienia niejakiego upodobania w celebrowaniu słów i treści. A na to trzeba czasu i ciszy, gdzie jedynym dźwiękiem bywa tylko szelest kartek przewracanych jedna za drugą.

 

Dlatego w naszej instant-rzeczywistości, w której co rusz pojawia się jakieś wirtualne, krzykliwe cacko, kształtowanie czytelniczych nawyków wśród dzieci i młodzieży jest dużo trudniejsze. Największy problem ma szkoła, bo w szkole bez czytania i pisania ani rusz. To trochę paradoksalne, ale na tym tle chyba najlepiej widać trwonienie dziecięcej uwagi, jeśli nie postępującą czytelniczą lichotę. Jak zatem odkleić dzieci od ekranów i sprawić, żeby zatopiły się w lekturze? Jak przekonać je, że to...

 

...rozkosz dla szarych komórek i wrota do bogatej duszy?

 

Walka z tymi bodźcami multimedialnymi, gdzie nie musimy czytać, a widzimy i słuchamy, jest nierówna – mówi dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Narwi, Jerzy Ostapczuk. – Ale ciągle powtarzamy swoim uczniom, że świat wyobraźni i ten czar, ta przyjemność wyobrażania bohaterów, jest niezastąpiona. I tego nie zastąpią najnowocześniejsze technologie, nie zastąpią tego okulary VR-y czy jakaś wirtualna rzeczywistość.

 

Jednak Pan Dyrektor do katastrofistów raczej się nie zalicza, a nawet z niejakim optymizmem spogląda w przyszłość. Kiedy w 2011 roku rozpoczynał pracę w Narwi, był naprawdę bardzo mile zaskoczony tym, co tu zastał. Nie tylko czytelnię, już wtedy suto wyposażoną w komputery i szeroki dostęp do źródeł wiedzy, ale też wysoką wrażliwość narwiańskiego środowiska edukacyjnego na potrzebę stymulowania czytelnictwa, czego wyrazem były m.in. przeróżne konkursy szkolne i uczestnictwo naszych uczniów w rozmaitych wydarzeniach organizowanych przez Książnicę Podlaską lub inne instytucje.

 

Zespół Szkolno-Przedszkolny w Narwi to jedyna placówka oświatowo-wychowawcza w gminie Narew.

 

Dzisiaj, jak wylicza Dyrektor ZSP: ...bierzemy udział w bardzo wielu akcjach ogólnopolskich, wojewódzkich, dotyczących czytelnictwa. Piszemy projekty, uzyskujemy dofinansowanie i wzbogacamy tym nasz księgozbiór. A ten ostatni – duma i perła spoczywająca na szczytach szkolnych skarbów – już wcześniej był tak ogromny, że bibliotekę szkolną musiano przenieść do przestronniejszego pomieszczenia.

 

Obecnie mamy ponad 15 tys. woluminów – zdradza Anna Piekarska, nauczyciel-bibliotekarz, która szkolnym księgozbiorem opiekuje się od kilku lat – Z Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa dostaliśmy dofinansowanie w kwocie 15 tys. dla szkoły i 5 tys. dla przedszkola, więc jeszcze przybędzie nam nowych książek. Zmienimy wystrój czytelni i pozwoli to nam też zrobić wiele innych rzeczy.

 

Ale czy nie na darmo to wszystko? Z pewnością nie. Drzwi do szkolnej czytelni i biblioteki zawsze otwarte są na oścież. W poniedziałki i środy robi się gwarno od szczebiotu pierwszo-, drugo- i trzecioklasistów. Przybiegają na przerwach i przeczesują półki z książkami, które wolno im „poskubać”, bo wszędzie bezkarnie grasować się nie da. Dla najmłodszych, w tym przedszkolaków, są też zajęcia z Panią Bibliotekarką, aby od małego oswajały się z takimi aktorami i miejscami w przestrzeni szkoły. I jeszcze barwny kącik czytelniczy, ulokowany niedaleko na korytarzu, gdzie dzieci mogą spędzić chwilę na czytaniu, kolorowaniu, rysowaniu. Czymś takim się przyciąga – twierdzi Pani Ania – Dzięki temu wiadomo, że jest ta biblioteka i gdzie ona jest, więc takimi małymi kroczkami może się czegoś tam dopracujemy.

 

Nauczyciel-bibliotekarz, Anna Piekarska, prowadzi również zajęcia biblioteczne z uczniami i koordynuje akcje czytelnicze.

 

Szkolny kącik czytelniczy z pewnością wspomaga promowanie czytania wśród najmłodszych...

 

...a wciąż nowe propozycje do wypożyczania i przeglądania podczas szkolnej pauzy skutecznie kuszą wielu podopiecznych.

 

Otwartość wychowanków z oddziałów 1-3 na książki – o ile tylko nauka czytania i pisania nie zamienia się w wyboistą drogę przez mękę – zdaje się zauważalnie kontrastować z poziomem zainteresowania czytelnictwem wśród uczniów starszych klas. Wtedy, jak twierdzi Pani Ania, zapał z wielu ulatuje. Obowiązek szkolny staje się utrapieniem, a książka-podręcznik-lektura – narzędziem kaźni. Wkrótce okazuje się, że łatwiej zdobyć Nanga Parbat, niż przebrnąć na języku polskim przez kilka, bądź co bądź, obowiązkowych tomów. Ale na szczęście są jeszcze uczniowie gotowi na to, aby z wypiekami na twarzy eksplorować...

 

...pasjonujące światy, które wyłaniają się zza liter.

 

Co do tego wątpliwości nie ma Ewa Alimowska, która od ponad ćwierć wieku uczy starsze dzieci i młodzież obcowania z literaturą. Takich miłośników książek wśród młodych pokoleń jest niewielu, ale wedle jej obserwacji istnieje pewien niezmienny rdzeń, czyli stała liczba podróżników po literackim uniwersum. Owa, mówiąc nieco nobliwie, sól ziemi czytelniczej, zawsze była, jest i zapewne będzie. I prawdopodobnie to właśnie tacy uczniowie idą czasem w ślady Pani Ewy, której zdarza się popełnić, całkiem ekspedite, jakiś tomik poezji, pomijając już autorowanie wielu innym dziełom kultury i sztuki.

 

Słowa są po prostu piękne – mówi z nieukrywaną pasją nasza ostatnia rozmówczyni. – I jak my pokażemy, że te słowa są piękne, że my tworzymy słowa, że z iluś tam liter jesteśmy w stanie stworzyć miliony książek... To tak jak z ośmiu nut da się stworzyć całą muzykę. Podobnie jest ze słowami.

 

Ewa Alimowska to ceniony pedagog i zwyciężczyni konkursu na najlepszego podlaskiego nauczyciela roku 2022 w kategorii klas 4-8.

 

Codzienność polonistów nie jest jednak tak usłana różami, jak to wynikać może z piękna i plastyczności tworzywa, które chcą pokazać wychowankom, choć na osłodę zawsze pozostaje ten stały, przynajmniej 10-procentowy odsetek nosicieli genu konesera książek. Bo tu często odbywa się w klasach prawdziwa batalia o dusze, żeby je wyrwać marazmom, awersjom i nadmiernym pochwyceniom przez panoszące się wszędzie ekrany. Jeszcze gorzej, gdy uczniowie borykają się z poważnymi problemami w oczekiwanym wykształceniu odpowiedniego poziomu podstawowych kompetencji szkolnych – umiejętności czytania i pisania w ogóle. A to tylko dalej pogłębia niechęć do książek.

 

Tymczasem sukcesywne obniżanie systemowych standardów nauczania, np. w zakresie wymogów dotyczących pisania wypracowań, wcale nikomu nie pomaga. Wszystko ma być teraz starannie obrachowane i przekalkulowane w ramach ścisłej liczby słów. I według klucza takiego właśnie verba computatis wystarczy, że uczeń napisze sto, może dwieście albo w najlepszym razie trzysta wyrazów. W ten sposób zaczyna brakować miejsca na aktywizowanie jakości prawomózgowych, na czucie, na wrażliwość, na kształtowanie głębszego spojrzenia na rzeczywistość, choćby przez okna szkolnych lektur. System nie chce, stwierdza z dozą smutku Pani Ewa, żeby dzieci i młodzież uczyć po prostu "lubić czytać". Tylko odklepać, odhaczyć, odbębnić, odtrąbić. Wydusić. Dostać kwit. Choćby za to, że się książkę w ogóle wypożyczyło.

 

Na pewno nie chodzi o to, żeby rozłożyć ręce i mówić, że jest źle, że dzieci nie czytają – w Pani Ewie jednak desperacji nie widać, a raczej zapał, gdy po chwili żywo zaznajamia nas z niezwykłym repertuarem swoich autorskich patentów na udane lekcje z książką. A pełno tu najprzeróżniejszych pomysłowych konceptów, metod i zabiegów pobudzających wychowanków do własnej kreatywności czy aktywnej imaginacji na polu budowania relacji z książkami. Bo przecież ...musimy rozbudzać tę potrzebę nie na zasadzie machania palcem, ale na zasadzie pokazywania: "Zobacz, to jest piękne, to jest godne pożądania, wtajemniczenia. Możesz to zrobić. Możesz być takim czytaczem książek".

 

Jednak szkoła za rodziców i najbliższych opiekunów sama tego nie zrobi. Wszyscy nasi rozmówcy są zgodni, że czytanie zaczyna się zasadniczo od domu rodzinnego. Jeśli tam nie ma przykładu, zachęty, ani wsparcia, to nawet największy orzeł na jednym skrzydle nie poleci. Upodobania do książek, a zarazem zdolności do głębszego wysiłku umysłowego, jakiego czytanie niewątpliwie wymaga, nie da się więc raczej wypracować bez jakiejś rodzinnej dźwigni. Być może nawet już nie świadomość problemu, ale siła woli i konsekwencja rodziców pozostawia tu wiele do życzenia.

 

Dzisiaj mamy mnóstwo przepięknych wydawnictw. Ich liczba stale rośnie. Ewa Alimowska, pomimo, że ceni sobie okazałe papierowe wydania, które ochoczo kolekcjonuje, uważa się za "nauczyciela użytkowego" Internetu i możliwości dostępu do szerokiej literatury online nie skreśla.

 

Co więcej, w takich środowiskach jak nasze – bez opery, bez teatru, bez narodowych muzeów i instytutów, jednym słowem bez placówek umożliwiających stały kontakt z kulturą wysoką – szanse na budowanie szerokich kompetencji kulturowych mieszkańców, a szczególnie młodych pokoleń, słabną niepomiernie. Jeśli jednak mamy w gminie Narew tak zadowalająco rozwiniętą przestrzeń czytelniczą oraz grono bibliotekarzy i nauczycieli, którzy dwoją się i troją, żeby ten wóz z książkami do ostatka sił pchać dalej, to prawie grzech nie dać się od czasu do czasu pochłonąć wcale nie mniej brawurowym spektaklom odgrywanym na kartach literatury. Albo przynajmniej pozwolić sobie na oderwanie od telewizji, która serwuje nam coraz więcej politycznych halucynacji przeplatanych z wątpliwej jakości osiągnięciami popkultury.

 

Bo gmina to nie tylko infrastruktura, budynki i drogi. To również nasze życie wewnętrzne, wyobraźnia, twórczość, myślenie i cokolwiek, co te materie potrafi wypełnić jakimiś ożywiającymi duchami. Bez tego, wszystko co nas otacza, staje się być może jedynie makietą z kartonu, a przynajmniej szarą dekoracją w pozbawionej wyobraźni rzeczywistości.

 

Między innymi również dlatego (zakończymy bardzo kolokwialnie i z domieszką truizmu): czytać warto. I niech chwała będzie wszystkim, którzy dotrwali do tego miejsca.