NEWSROOM

ZAPRASZAMY DO KONTAKTU

 

Jesteśmy otwarci na wszelkie sugestie, pomysły i współpracę. Jeśli coś ciekawego dzieje się w okolicy, o czym warto wiedzieć, napisz do nas:

Niezależny portal poświęcony życiu społeczno-kulturalnemu w gminie Narew © 2024

polityka plików cookies

kontakt@widoknanarew.pl

Thank you for being here

Danke, dass Sie hier sind

Дякую за те, що ви тут

Dziękujemy, że tu jesteś

Jesieni Bardów nie było. Był Wajciuszkiewicz

25 listopada 2023

Po pandemicznym paraliżu kultowy festiwal białoruskiej poezji śpiewanej i piosenki autorskiej stopniowo powraca na kulturalne salony podlaskich miejscowości. Narew niestety i w tym roku musiała obejść się smakiem. Na szczęście przypomnieć o sobie postanowił Żmicier Wajciuszkiewicz. Legendarny białoruski muzyk, kompozytor, multiinstrumentalista i pieśniarz, od lat krążący z gitarą po całym niemal świecie, 23 listopada 2023 roku wystąpił z kolejnym kameralnym koncertem w Narwiańskim Ośrodku Kultury.

 

Zważywszy na całkiem wyrozumiałą tegoroczną jesień (nie licząc, rzecz jasna, ostatnich śniegów), akurat ten właśnie listopadowy czwartek okazał się być wyjątkowo ponury, wietrzny, deszczowy i przenikliwie zimny. Jakby na złość coś się w naturze sprzysięgło, żeby wybić wszystkim Wajciuszkiewicza z głowy. Niedoczekanie. Może wielkich tłumów nie było, ale jak zawsze zjawili się miłośnicy, entuzjaści i wierni fani, nieprzerwanie zakochani w wielobarwnej i trudnej do zaklasyfikowania muzyce charyzmatycznego barda.

 

Dzmitry, Żmicier, Dima, „Todar”... Znany pod różnymi zdrobnieniami i pseudonimami artysta z Grodzieńszczyzny, zaczynał trzy dekady temu od folkowych i etnicznych brzmień, współtworząc zespół „Pałac”. Później byli „Kryvi” (przypomnijmy sobie pamiętne Kupallia nad Narwią sprzed dwudziestu lat) i – pomiędzy szeregiem innych projektów – słynna WZ Orkiestra, kokietująca bardziej liryczno-współczesnym repertuarem. A potem kolejne i kolejne koncepcje z interpretacjami wierszy. Otarł się nawet o rock alternatywny. Dalej znów folkowe klimaty i wspólna płyta z miejscową Czeremszyną...

 

A tych Wajciuszkiewicz ma w swoim dorobku dwadzieścia pięć, z czego większość solowych. Można nimi hojnie obdzielić przynajmniej kilku mocno zapracowanych artystów. W dodatku taki pełnowymiarowy instrumentalnie album muzyk jest dzisiaj w stanie od początku do końca stworzyć całkowicie w pojedynkę. Gra bowiem na gitarze akustycznej i basowej, w międzyczasie odkurzył fortepian, nie mówiąc już o klarnecie – instrumencie, który opanował jeszcze podczas edukacji w lidzkiej szkole muzycznej.

 

Koniec końców okazuje się, że do pełni naszego szczęścia jako odbiorców i tak wystarcza tylko jedna jedyna gitara. I głos. Szarmancki. Magnetyzujący już od pierwszego wersu. Czy to w cichym szepcie, mniej lub bardziej swawolnych kanonadach, czy w fantazyjnych zaklinaniach... Cała ta ekspresyjna różnorodność przenika wszystkie melodyjnie wyśpiewywane mikstury słów, przerywanych co chwila zupełnie żywiołowym, pozbawionym sztucznej pozy raz monologiem, a raz dialogiem z publicznością, tak, że teksty i muzyka jeszcze bardziej zapadają nam w dusze.

 

Co więcej, Wajciuszkiewicz z niebywałą łatwością potrafi ubrać współczesną poezję białoruską w rzędy, w jakiś tajemny sposób pociągających dźwięków, tonów i rytmów. Sięga też po czeski repertuar Jaromira Nohavicy i przetłumaczone na język białoruski utwory polskiego poety, Rafała Wojaczka, których autorskimi interpretacjami zaskarbił sobie przed laty uznanie wielu krytyków muzycznych. Jego twórczość jest bez wątpienia długą artystyczną podróżą z wieloma kierunkami, w której sam jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem. – Żyć w poezji i mieć kontakt ze słowem, to bardzo ciekawy proces – mówi. – Każda nowa płyta to jak nowy kierunek studiów uniwersyteckich. Tak sobie o tym myślę. Nie mam żadnych dziekanów, żadnych kierowników. Jest tylko moja muzyka i moje pomysły.

 

Za wolność twórczą i niezależny charakter artysta musiał jednak słono zapłacić. W swojej ojczyźnie znajduje się, jak sam mówi, na czarnej liście. A to oznacza całkowitą absencję w białoruskich mediach i zakaz organizacji komercyjnych koncertów. Dziesięć lat temu sytuacja była jeszcze bardziej dramatyczna. Wtedy właśnie postanowił wznieść nad Niemnem swoją agroturystyczną posiadłość. Dzięki temu podobno nie postradał zmysłów, znajdując pewien sposób na egzystencję w kraju, który skazał go na artystyczną banicję.

 

Mimo to Wajciuszkiewicz doczekał się wielu wielbicieli na całym świecie, złaknionych jego talentu, twórczości i osobowości. Między innymi dlatego od czasu do czasu intensywnie podróżuje i stara się sam dla siebie tworzyć różne lokalne środowiska koncertowe, m.in. w Szwecji, Danii, na Litwie, w Czechach, Kanadzie i USA. I oczywiście w Polsce.

 

A Podlasie, trzeba zaznaczyć, „Todar” upodobał sobie szczególnie. Z Narwią włącznie. Już nie pamiętam, ile razy tu byłem [w Narwi]. Więcej niż dziesięć. Grałem w różnych składach, też z przyjacielem, który grał i gra w Mińsku na akordeonie. Albo występowałem sam, solo. Ja to nazywam „World Biełastocczyna Tour” – światową trasą po Białostocczyźnie z zajazdem do Narwi.

 

I w końcu, po trzech latach od ostatniego występu na naszej ziemi, Żmicierowe tournée znów do nas dotarło, a świetlica Narwiańskiego Ośrodka Kultury zamieniła się w przytulną oazę, przygarniając wszystkich spragnionych żywej muzyki wędrowców. Nie tylko Narwian, ale i tych, którzy, oprócz odpychającej pogody, musieli pokonać zapewne więcej niż tuzin kilometrów.

 

Do takich słuchaczy należy m.in. Grzegorz Bajko, który wraz z małżonką na koncert przyjechał z Białowieży. Oboje są fanami twórczości i występów białoruskiego barda. – Nieraz byliśmy na jego koncertach. Muzyka nam się podoba. Wiele piosenek znamy.

 

Dlatego również i wspólny śpiew nie nastręczał nikomu problemów. Nawet jeśli utwory nie do końca były wszystkim znane, Wajciuszkiewicz, który jakby miewał w sobie czasem coś z Napoleona dowodzącego Grande Armée, każdego bez wyjątku całkiem słodko wymusztrował do śpiewania. I bzyczenia. Albo raczej „zyczenia”.

 

I tak, pomiędzy zabawnymi wtrąceniami interaktywnego w wielu miejscach widowiska, mogliśmy wysłuchać takich utworów, jak m.in. poruszająca „Matula” (do słów Gienadzija Buraukina), zawadiackie „Ty załaty”, „Biełarusaczka” i „Walionaczak Swiatoha Mikałaja” (do słów Uładzimira Niaklajeua), kultowe „Sarajewo” i "Stary muż" Jaromira Nohavicy, bardowską wersję równie starego dobrego „Tolki z taboju” czy utwory sprzed dekad, takie jak „Raskaży” (do słów Alesia Kamockiego). I dużo więcej.

 

Występ „Todara” na pewno bardzo przypadł do gustu Paniom z Koła Gospodyń Wiejskich w Narwi, których wyraźna reprezentacja stale pojawia się niemal na wszystkich imprezach kulturalnych w okolicy. Walentyna Iliaszuk i Maria Owerczuk zgodnie przyznają, że każde takie wydarzenie to zarówno powód do wyjścia z domu, a w tym przypadku jeszcze zupełnie atrakcyjna przestrzeń dla rozkoszowania się ambitnymi treściami muzycznymi.

 

Z kolei Alla Siotkowska, która przed wieloma laty kierowała narwiańską kulturą, doskonale pamięta jak rodziła się podlaska legenda Wajciuszkiewicza. – Zawsze występował na Bardauskaj Wosieni w Bielsku Podlaskim – wspomina. – Gościł u nas w NOK-u wiele razy. Długo go tu nie było. A my lubimy jego muzykę. Bo to jest jakby poezja śpiewana...

 

I wszystko wskazuje na to, że ta poezja śpiewana w formacie powoli wskrzeszanej Jesieni Bardów, wkrótce do nas powróci. Przypomnijmy, że do czasów pandemii białoruscy artyści co roku zajeżdżali z kameralnymi koncertami do Narwi. Dzisiaj "Bardów" u nas nie ma, ale Agata Smoktunowicz, dyrektor Narwiańskiego Ośrodka Kultury, który zorganizował koncert Wajciuszkiewicza, zapewnia, że ich reaktywacja to tylko kwestia czasu: – Zawsze na jesieni robimy takie koncerty. Zawsze realizowaliśmy taki cykl – „muzyczna, poetycka jesień” czy „filmowa jesień”. A „Todar” to zapowiedź tego, że będziemy kontynuować Bardauskuju Wosień.

 

Bardzo na to liczymy. Podobnie jak na kolejne projekty muzyczne i występy Żmiciera Wajciuszkiewicza w Narwi. Bo każdy jego recital to nie tylko zaproszenie do wyjątkowej wędrówki po przeróżnych opowieściach, ale też jedyne w swoim rodzaju spotkanie, nastrajające do bliższych, rodzinnych niemal więzi i wykraczania poza to, co zwykle nas dzieli.

 

Zob. fragmenty koncertu + wywiad